Australijczyk o Skandynawii
Recenzja książki: Tony Griffiths, "Skandynawia. Wojna z trollami"
Tony Griffiths pochodzi z kraju, który poziomem zamożności i zadowolenia z życia nie odstaje od północy Europy. Nie pisze więc o Szwecji, Danii, Norwegii i Finlandii z tak częstym u Europejczyków podziwem dla skandynawskich sukcesów. „Skandynawię” można czytać jako rzetelny zapis dziejów „od Napoleona do Stiega Larssona” – jak zachwala książkę polski wydawca (choć o autorze „Millenium” Griffiths akurat nie wspomina, bo pisać skończył, zanim rozbłysnął talent Larssona). Z kronikarskiego obowiązku autor pisze o polityce, wojnach i rozwoju ruchów społecznych, ale robi to z lekkością i dowcipem, zgrabnie wplatając anegdoty o dyplomatycznych negocjacjach w saunach albo o duńskim monarsze jeżdżącym konno i bez obstawy po okupowanej przez III Rzeszę Kopenhadze. Wtedy „Skandynawia” staje się najciekawsza.
Australijczyk rozszyfrowuje również geopolityczne tropy w przygodach Muminków, o fińskiej polityce początku XX w. pisze z perspektywy helsińskiej kawiarni Fazera – skądinąd namiętnego obrączkarza ptaków. Nie zapomina o wielkich kapitalistach, jak Nobel czy król szwedzkich zapałek, który okazał się oszustem i spekulantem na miarę Madoffa. Ani o równouprawnieniu kobiet, w którym rolę odegrał odkurzacz Elektroluksa. Ani o skandynawskich artystach – upijającym się we Włoszech Ibsenie, Sibeliusie, w 1939 r. chaotycznie strzelającym ze strzelby myśliwskiej do radzieckich samolotów bombardujących Helsinki, zdziwaczałym Griegu i niezrozumianym Munchu, których męki twórcze znakomicie oddają nastrój ich czasów. Autor rozprawia się także ze stereotypami narosłymi wokół Skandynawii. To świetna książka na długie jesienne wieczory, bo o naszych sąsiadach zza Bałtyku nadal wiemy stanowczo za mało.
Tony Griffiths, Skandynawia. Wojna z trollami, przeł. Barbara Gadomska, Wydawnictwo AMF, Warszawa 2011, s. 374