Sicarios – kolumbijscy płatni zabójcy – bywają przesądni. Aby los w piekle Medellín im sprzyjał, noszą trzy szkaplerze: na szyi, by mieć zlecenia, na przedramieniu, żeby nie spudłować, na kostce, aby im zapłacono. Korzystają także z opieki sił nadprzyrodzonych i dlatego przybywają do Sabaneta na obrzeża miasta, by paść na kolana przed Matką Boską Nieustającej Pomocy. To oraz inne miejsca poznajemy wraz ze starzejącym się pisarzem i Alexisem, jego kochankiem, który rzecz jasna jest sicario. Ponieważ w stolicy narkobiznesu śmierć w pozycji horyzontalnej bywa bardziej zaskakująca niż nagły zgon, nie powinno dziwić, że w tej opowieści poleje się krew.
Na pozór więc „Matka Boska Płatnych Morderców” przypomina gatunek zwany corridos – traktujący o wyrzutkach społeczeństwa, z erotycznym (homoseksualnym) wątkiem oraz motywem zemsty w tle. W istocie jednak historii napisanej przez Fernando Vallejo bliżej do rasowego reportażu opisującego szkołę przetrwania, jaką jest życie w Medellín. To także polemika z realizmem magicznym, przypisywanym latynoskim twórcom od czasów Màrqueza czy Cortázara. Oto więc narrator i Alexis przybywają do miejsca, w którym wywieszono tabliczkę z napisem: „Zakaz wyrzucania zwłok”. Wokół zaś krążą sępy. Jak można przypuszczać – nie bez powodu.
Nikt o zdrowych zmysłach takiej sceny by nie wymyślił – jest w niej zwyczajnie realizm, magii w tym nie ma żadnej. „Czy ten kraj ma jakieś pozytywne strony? – pyta bohater powieści. – Oczywiście, pozytywne jest to, że nikt tutaj nie umiera z nudów”. I zdania te – oraz obraz kołującego sępa – niech starczą za podsumowanie wędrówki po kolumbijskim piekle.
Fernando Vallejo, Matka Boska Płatnych Morderców, przeł. Marta Szafrańska-Brandt, Muza, Warszawa 2007, s. 123
- Kup książkę w merlin.pl