Przewrotne wyznania karczmarza
Recenzja książki: Maciej Piotr Prus, Wyznania właściciela klubu Piękny Pies
Nową książkę Macieja Piotra Prusa najlepiej jest czytać kilka razy - i to wcale nie dlatego, że jest ciekawa, a przy tym krótka, więc lektura nie pożera zbyt wiele czasu. Rzecz w tym, że „Wyznania..." należą do kategorii tekstów wysoce przewrotnych. Począwszy od tytułu. Wtajemniczeni pewnie wiedzą, a niewtajemniczonym donoszę, że Prus rzeczywiście jest właścicielem (właściwie - jednym z współwłaścicieli) Pięknego Psa, jednego z bardziej rozpoznawalnych krakowskich klubów, znanego między innymi z tego, że oddają się w nim niezbyt zbożnym zajęciom pisarze, poeci, malarze, muzycy i medialne gwiazdy. Tytuł sugerować może, że oto czytelnik zapozna się dzięki tej książeczce z pikantnymi szczegółami z życia rzeczonych pisarzy, poetów malarzy, muzyków i medialnych gwiazd, jak również ciem barowych, kobiet fatalnych, pijaków i alkoholików (to nie do końca to samo) przesiadujących zazwyczaj w tego rodzaju miejscach.
A tu - zmyłka! Oczywiście, „Wyznania..." poniekąd opisują Pięknego Psa, do pewnego stopnia przedstawiają osoby przez ten klub się przewijające (ale raczej nie te, anegdoty o których chciałby czytelnik poznać). Co więcej, w książce znaleźć można rysunki tak znanych - nie tylko w okolicach Psa i Krakowa - postaci jak Wilhelm Sasnal, Marcin Maciejowski czy Marcin Świetlicki. Jednak Prus bardzo poigrał sobie z konwencją wspomnieniową, poruszając się na cienkiej granicy pomiędzy rzeczywistym a wyobrażonym, realnym a zmyślonym. „Wyznania..." są właściwie opowieścią o knajpach w ogóle; o knajpianych archipelagach, przez które przewijają się tysiące ludzi, a niektórzy z nich zostają tam na zawsze.
Książkę Prusa nie jest łatwo dookreślić gatunkowo, od biedy dałoby się ją nazwać powieścią w migawkach, jeśli mogę sobie pozwolić na tak karkołomny koncept terminologiczny. Owa migawkowość ma - jak sądzę - swoje uzasadnienie, skoro już drugie zdanie książki brzmi ni mniej, ni więcej tylko: „Piłem trzydzieści sześć dni", oddawać ma specyfikę postrzegania świata w stanie po mniejszym lub większym spożyciu. I dobrze sprawdza się w opisie tego, co na knajpianym archipelagu się dzieje. Prus zestawia obok siebie opisy rozmaitych knajpianych „eventów", podlaną alkoholem spowiedź przegranego poety, scenki damsko-męskich godów, sprawozdania z absurdalnych happeningów, mini portrety stałych bywalców klubu, historię upitej muchy czy uciążliwych angielskich turystów, których morduje się dyskretnie na zapleczu. W jednym miejscu proza Prusa jest rzeczowa i konkretna, w drugim poetycko rozchwiana i nieprzewidywalna. Co jak co - trudno jest się w czasie lektury „Wyznań..." nudzić.
Mimo iż w książce Prusa znajduje się wiele motywów komicznych czy absurdalnych, to jednak autor rozwija w niej - nie wprost, ale jednak - temat ważny i poważny. Jak na moje oko „Wyznania..." są przede wszystkim książką o nieuchronnej pustce bytowania na knajpianych archipelagach, którą ludzie starają się wypełnić rozmowami, flirtami, pseudoartystycznymi działaniami (albo jedynie gadaniem o sztuce i projektach, które i tak nigdy nie zostaną zrealizowane), czymkolwiek, co ma choćby mgliste pozory sensu. A im bardziej się starają, tym poczucie pustki okazuje się mocniejsze, bardziej dotkliwe. A to niewesoła konstatacja.
Maciej Piotr Prus, Wyznania właściciela klubu Piękny Pies, Wydawnictwo EMG, Kraków 2009, s. 112.