Zadara lubuje się w sięganiu po przykurzone utwory. Na pewno ma to walor edukacyjny, któremu czasem towarzyszy wydobycie zaskakującej aktualności wystawianego dzieła oraz poruszająca inscenizacja. Niestety, nie jest to przypadek realizacji – rozbuchanej inscenizacyjnie, ale pustawej i nużącej, jak zbyt długo opowiadany dowcip – „Zemsty nietoperza”, operetki z 1874 r. Straussa wystawionej właśnie w Teatrze Narodowym. Świetne jest współczesne tłumaczenie (autorstwa Zadary i Skoczek), kilka dowcipnie rozegranych scen (m.in. Paweł Paprocki jako dyrektor więzienia walczący z kacem), parę dobrych duetów i tercetów, ale to za mało, by usprawiedliwić trzyipółgodzinne przedstawienie. Akcja dzieje się niby współcześnie, w mieszkaniu warszawskiej klasy wyższej w apartamentowcu z widokiem na Pałac Kultury, pan domu (Mateusz Rusin) musi iść na tydzień do więzienia za obrazę ministra, aresztuje go sam dyrektor zakładu w asyście jednostki specjalnej i kamer. Jednak szybko odpływa w operetkowy absurd, gdy w efekcie zdrad małżonków aresztowany zostaje kochanek żony, a mąż, zanim trafi do więzienia (trzeci akt), spędzi noc na balu u rosyjskiego zblazowanego księcia Orłowskiego (drugi akt). Aktorzy i aktorki dają z siebie wiele, podobnie orkiestra, nic jednak nie równoważy błahości intrygi.
Zemsta nietoperza, muz. Johann Strauss (syn), libretto Karl Haffner, Richard Genée, reż. Michał Zadara, kier. muzyczne Justyna Skoczek, Teatr Narodowy w Warszawie