Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Odrębne stany świadomości

Z dr Agnieszką Widera-Wysoczańską rozmawiamy o tym, dlaczego ludzie uciekają od rzeczywistości i własnego ciała.
Odrębne stany świadomościMateriały klienta Odrębne stany świadomości

Przychodzą do mnie matki, które nie rozumieją, dlaczego nagle zaczynają bić swoje dzieci, ciągnąć je za włosy, wrzeszczeć na nie. Nie są w stanie podać żadnej jasnej, konkretnej przyczyny – mówi dr Agnieszka Widera-Wysoczańska z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego – pierwsza polska laureatka prestiżowej Cornelia B. Wilbur Award, przyznawanej w Stanach Zjednoczonych przez The International Society for the Study of Trauma & Dissociation za wybitny wkład kliniczny w leczeniu zaburzeń dysocjacyjnych.

Czym są dysocjacja, zaburzenia dysocjacyjne?

- Dysocjacja jest efektem trudnych, traumatycznych zdarzeń życiowych. Mogą to być zdarzenia nagłe, takie jak wypadek samochodowy czy trzęsienie ziemi, lub długo trwające, wynikające z dysfunkcyjnych relacji z bliskimi osobami – mówi się o nich: interpersonalne, chroniczne i złożone. Chroniczne, bo trwają długo, czasem całe życie. Złożone, bo składa się na nie wiele rodzajów przemocy emocjonalnej, fizycznej czy seksualnej, których doznaje dana osoba. Dzisiaj opowiem panu o dysocjacjach występujących głównie u dzieci, u osób dorosłych, które doświadczyły traumy w dzieciństwie, oraz u partnerów żyjących w konfliktowych związkach.

Zaczniemy od definicji?

- Według niej dysocjacja to przerwa w zintegrowanym funkcjonowaniu świadomości, pamięci, tożsamości, postrzeganiu rzeczywistości. Może doprowadzić do wystąpienia tzw. amnezji dysocjacyjnej, czasowej lub trwałej. Niezwiązane ze zwykłym procesem zapominania luki dotyczą wówczas codziennych czynności, istotnych informacji osobistych czy wydarzeń traumatycznych. Wynikające z dysocjacji zakłócenia tożsamości objawiają się w braku ciągłości poczucia bycia sobą, utracie kontroli nad własnymi emocjami, zdolnościami poznawczymi. Gdy ktoś doświadczył nagłej lub chronicznej traumy i przestaje funkcjonować w sposób zintegrowany, może to świadczyć o rozwijaniu się u niego najpierw reakcji i mechanizmów, a w końcu – zaburzeń – dysocjacyjnych. Dysocjacja służy temu, aby traumatyczne zdarzenie ukryć w odrębnym stanie świadomości.

Radykalny mechanizm obronny – podświadomie odcinamy to, co złe, bolesne?

- Niekoniecznie podświadomie, zaraz o tym powiem.

Mechanizmy dysocjacyjne pojawiają się, gdy człowiek nie jest w stanie znieść zewnętrznej stymulacji. Może być tak. Dziecko nie ma ochoty i siły słuchać ciągłych kłótni rodziców. Częściowo świadomie, częściowo poza świadomością, zaczyna wyobrażać sobie, że ogląda dorosłych w filmie lub za grubą szybą. W ten sposób nabiera dystansu. Widzi, ale nie słyszy wrzasków. Na początku jest to mechanizm obronny, uruchamiany sytuacyjnie, świadomy, intencjonalny, wynikający z chęci odcięcia się od trudnych, bolesnych, upokarzających bodźców zewnętrznych – ale nie wpływający na pamięć i poczucie tożsamości. Jeśli jednak kłótnie ciągną się miesiącami, potem latami, a dorastające dziecko nadal nie jest w stanie ich znieść, wspomniane wcześniej reakcje zamieniają się w nawyk, który utrwala się, wymyka spod kontroli i staje się zaburzeniem, występującym trwale, objawiającym się niezależnie od okoliczności.

Terapia służy temu, by na nowo zacząć rozpoznawać u siebie i odczuwać całe spektrum emocji.PolitykaTerapia służy temu, by na nowo zacząć rozpoznawać u siebie i odczuwać całe spektrum emocji.

Prawie jak odruch Pawłowa.

- W końcu dochodzi do zmian w codziennym funkcjonowaniu. Człowiek zaczyna postrzegać rzeczywistość jak fikcję, odcina się od niej. Wszystko wydaje się nierealne. Słaby kontakt z rzeczywistością lub jego zupełny brak uniemożliwiają nawiązywanie relacji międzyludzkich, utrudniają wykonywanie zadań życiowych, osiąganie konkretnych celów. Ten rodzaj często występującego zaburzenia dysocjacyjnego to derealizacja.

Inny to depersonalizacja. Cechy charakterystyczne: poczucie nierealności, oderwania od siebie, wrażenie obserwowania z zewnątrz własnych uczuć, myśli, czynów, ciała. Także w przypadku depersonalizacji działanie jest najpierw świadome: biją mnie, więc przestanę czuć, żeby nie bolało. A jeśli biją mocniej, jeszcze bardziej oddzielę się od swojego ciała. Podczas terapii dzieci opowiadały mi, jak stawały obok albo fruwały, żeby uchronić się przed uczuciami związanymi z przemocą seksualną. Sprawca odchodził – wracały.

I mogły powiedzieć: nie mnie się to wydarzyło.

- Nie mnie krzywdzą – tak.

Więc znowu: na początku świadome uruchamianie mechanizmów obronnych. Po pewnym czasie, jeśli przemoc się powtarza, stopniowa utrata kontroli. W końcu – zaburzenie. Dotknięta tym rodzajem dysocjacji osoba przestaje czuć. Nie odczuwa swojego ciała. Nie przeżywa emocji. Gdy zapyta się ją o tożsamość, nie jest w stanie odpowiedzieć, bo tak naprawdę nie wie, kim jest – odcięła się od siebie.

Młodzi ludzie, moi pacjenci, nie rozumieją, dlaczego – mimo że mają fajnych partnerów lub partnerki – nie odczuwają przyjemności z dotyku, a nawet reagują na dotyk negatywnie. Nie potrafią też poczuć miłości, zadowolenia. Dopiero kiedy opowiadają historie ze swojego życia, mówią o przemocy, jakiej doznali w przeszłości, uświadamiają sobie, że w dzieciństwie odcinali się od bólu związanego z przemocą fizyczną. I od przyjemności, jeśli pojawiała się podczas przemocy seksualnej, bo ta przyjemność nieodłącznie budziła w nich lęk, stanowiła dla nich zagrożenie. Ponieważ jako ludzie nie jesteśmy w stanie na stałe wyciąć z siebie jednej czy dwóch wybranych emocji – tylko stopniowo przestają w nas funkcjonować wszystkie pozostałe – z czasem przestawali czuć w ogóle. Terapia służy temu, by takie osoby z czasem na nowo zaczęły rozpoznawać u siebie i odczuwać całe spektrum emocji. Zazwyczaj zaczyna się od odblokowania tych, które zostały zablokowane, „wyjęte” z organizmu, jako pierwsze. Potem przychodzi czas na złość, miłość, przyjemność, radość...

Depersonalizacja – nie wiem, kim jestem, nie wiem, co czuję, tak naprawdę nie wiem, co myślę – występuje u bardzo wielu osób. Zarówno derealizacja, jak i depersonalizacja, występują zresztą również u sprawców przemocy domowej. To często są osoby, które same zostały skrzywdzone. W wyniku krzywd wykształciły się u nich zaburzenia dysocjacyjne. Potem, gdy krzywdzą własne dziecko – wrzeszcząc, bijąc czy seksualnie – nie postrzegają go jako osoby, tylko jako przedmiot, coś nierealnego. Należy jednak zaznaczyć, że nadal działają intencjonalnie i dokonują właściwej oceny swoich czynów.

Gdy sprawca krzywdzi własne dziecko, nie postrzega go jako czlowieka, tylko jako przedmiot, coś nierealnego.Materiały klientaGdy sprawca krzywdzi własne dziecko, nie postrzega go jako czlowieka, tylko jako przedmiot, coś nierealnego.

Kolejny mechanizmem dysocjacyjnym jest alter ego. Oj, nie umiem podać statystyk, ale mam wrażenie, że występuje ono u dużej grupy osób. Alter ego to poczucie, że w człowieku znajdują się dwie osoby. Nie chodzi o odgrywanie ról, bo gdy to robimy, świadomie i celowo przyjmujemy różne wcielenia, żeby się dostosować: do warunków w pracy, do życia w domu, do sytuacji towarzyskich. Zjawisko alter ego polega natomiast na tym, że – znowu – najczęściej w dzieciństwie powstają dwa lub więcej stany osobowości. Dziecko które jest bite, wykorzystywane seksualnie, negatywnie oceniane, odbiera od sprawcy komunikat: krzywdzę cię, bo zasługujesz na to. Gdy sytuacja się powtarza, dziecko zaczyna postrzegać siebie dokładnie tak, jak mówi o nim sprawca. Jednocześnie, żeby się chronić, tworzy w sobie złą część – diabła, jak mówią moi mali pacjenci – która w niezgodzie na doznawaną krzywdę jest agresywna. Raczej nie wobec sprawcy, bo jest na to za słaba. Ale wobec rówieśników, wobec matki. W tym samym dziecku istnieje także „dobry” stan osobowości, który pozwala na co dzień prawidłowo funkcjonować.

„Krzywdzę cię, bo na to zasługujesz” to trochę jak słynne: zobacz, do czego mnie doprowadziłaś, doprowadziłeś.

- Tak – oskarżenia, które często padają pod adresem partnerki lub partnera. Według sprawcy winna jest zawsze druga osoba. To dziecko swoim zachowaniem sprawia, że trzeba je wykorzystywać, bić, wrzeszczeć na nie. Dziecko z kolei uwewnętrznia te informacje. Dochodzi do wniosku, że żyją w nim dwie osoby lub więcej – i tak już zostaje przez całe życie. Problem polega na tym, że dziecko, a potem osoba dorosła, nie ma już kontroli nad tym, kiedy i który stan się uruchomi. Świadome „włączanie” i „wyłączanie” konkretnych stanów osobowości jest niemożliwe. Tym właśnie różni się alter ego od odgrywania ról – zupełnie nieoczekiwanie, na skutego nieuświadomionego bodźca, pojawia się zła część mnie. Z takim problemem przychodzą do mnie matki, które nie rozumieją, dlaczego nagle zaczynają bić swoje dzieci, ciągnąć je za włosy, wrzeszczeć na nie. Nie są w stanie podać żadnej jasnej, konkretnej przyczyny. Ich reakcje nie są dostosowane do zachowania dziecka, któremu najczęściej wystarczyłoby powiedzieć: przestań, nie rób tego. „Zły” stan osobowości włącza się bez ostrzeżenia. A kiedy znika, matka znowu staje się kochającą, cierpliwą, radosną osobą. Ma nad sobą kontrolę.

Czyli w tym przypadku świadomość jest. Wspomnienie tego, co się wydarzyło, pozostaje.

Tak, występuje świadomość różnych stanów, nad którymi nie ma się kontroli. Oczywiście te stany u różnych osób mogą być w zależności od potrzeb inne. Na przykład: jestem nieśmiały – jestem odważny. Albo jestem wstydliwy – nie mam wstydu. Jestem radosny – jestem smutny. Niby normalne, prawda? Tyle że nikt nie potrafi przewidzieć, kiedy dany stan się objawi. A z tego wynikają w życiu problemy.

Następny rodzaj zaburzenia to DID, czyli dysocjacyjne zaburzenie tożsamości, najwyższy stopień zaburzeń dysocjacyjnych. Człowiek jest pozbawiony świadomości, nie zdaje sobie sprawy z faktu, że istnieje w nim wiele innych stanów osobowości, z których każdy posiada utrwalone wzorce postrzegania, nawiązywania relacji, myślenia. Mam wrażenie, że w Polsce diagnozuje się niewiele przypadków DID. Być może nie potrafimy tego robić. Pozostałe zaburzenia dysocjacyjne – depersonalizacja, derealizacja, alter ego, amnezja dysocjacyjna – występują dość powszechnie.

O dysocjacyjnym zaburzeniu tożsamości – do 1994 roku określanym jako osobowość mnoga – jako o jednostce chorobowej mówi się od 1980 roku, gdy powstał podręcznik „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (DSM)”. Po raz pierwszy opisała je dr Cornelia B. Wilbur. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku, zaraz po ukończeniu studiów psychologicznych, kupiłam w Londynie książkę opisującą historię choroby i leczenia Sybil, jednej z pacjentek dr Wilbur – i czytałam ją przez lata jak biblię. Nagroda, którą w tym roku otrzymałam, nosi imię właśnie dr Cornelii B. Wilbur.

Jako społeczeństwo oswoiliśmy już depresję, która stała się właściwie powszechnym problemem. Nie boimy się o niej rozmawiać, nie wstydzimy się przyznać, że chorujemy. Czy zaburzenia dysocjacyjne również uwolniły się od stygmatu często towarzyszącemu chorobom psychicznym? Czy ludzie sami z siebie szukają pomocy u specjalistów?

- Ludzie nawet nie wiedzą, że mają mechanizmy czy zaburzenia dysocjacyjne. Depresję rozpoznają szybko, bo dużo się o niej mówi. To już na szczęście społeczne akceptowalna choroba. Mam natomiast wrażenie, że nie zdajemy sobie sprawy z istnienia dysocjacji, że jest ona także mało rozpoznawana przez niektórych profesjonalistów. Kiedy o niej opowiadam, nadal spotykam się ze zdziwieniem. Wielu ludziom w ogóle nie udaje się rozpoznać u siebie stanów dysocjacyjnych. Dlatego późno zgłaszają się na terapię i proszą o pomoc. Kiedy człowiek ma depresję, wie, że trzeba iść do psychiatry czy psychologa. Dobrze by było, by podobna świadomość towarzyszyła dysocjacji.

Rozmawiał Michał Raińczuk

Fot. Michał Raińczuk

Poznawaj sekrety ludzkiego umysłu z wrocławskimi psychologami. Zostań studentem UWr

Polityka 32.2020 (3273) z dnia 04.08.2020; Nauka i cywilizacja; s. 63
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama