Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Niewyraźny typ ten TTIP

Transatlantyckie Partnerstwo Handlowe i Inwestycyjne: traktat groźny czy nie?

„Zatrzymać tego konia trojańskiego” – protest przeciw TTIP w Berlinie. „Zatrzymać tego konia trojańskiego” – protest przeciw TTIP w Berlinie. Wolfgang Kumm/EPA / PAP
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie; jeżeli negocjatorzy zdążą się porozumieć, zanim Obama odejdzie z urzędu; jeżeli Kongres się zgodzi; jeżeli Parlament Europejski będzie za; jeżeli 28 państw członkowskich zechce ratyfikować – to (jeżeli zarabiacie w okolicach średniej krajowej) jest szansa, że w 2027 r. będziecie zarabiali o 19,91 zł miesięcznie więcej. Ale raczej będzie to o 11,95 zł więcej. Albo trochę mniej.
Branżowo najbardziej zyska przemysł samochodowy, którego eksport do USA wzrośnie o blisko połowę.Fabrizio Bensch/Reuters/Forum Branżowo najbardziej zyska przemysł samochodowy, którego eksport do USA wzrośnie o blisko połowę.

Myślicie, że nie ma czym zawracać sobie głowy? Komisja Europejska uważa inaczej. I premier Kopacz także. Dla Komisji i dla pani premier jest to nawet najpoważniejsze strategiczne przedsięwzięcie obecnej dyplomatycznej agendy. Jedyne, o którym Ewa Kopacz wspomniała w swoim exposé. Bo ma to być panaceum na kryzys, który nie chce za cholerę odejść. Panaceum, któremu macie zawdzięczać podwyżkę w 2027 r., nazywa się TTIP (Transatlantic Trade and Investment Partnership, czyli Transatlantyckie Partnerstwo Handlowe i Inwestycyjne).

Most przez Atlantyk

TTIP to nowy wielki traktat handlowy, który Unia negocjuje z Ameryką. Kiedy negocjacje się rozpoczynały, entuzjaści twierdzili, że dzięki TTIP, czyli zniesieniu ceł i innych barier handlowych między USA i UE, powstanie Euroameryka. Zachód miał zamieszkać w jednym domu i stać się czymś w rodzaju wielkiej wielonarodowej rodziny. W dodatku miała to być rodzina dostatnia i bezpieczna. Teraz mówi się już tylko, że TTIP to sposób na poszerzenie handlowego mostu przez Atlantyk, który ma zahamować europejski regres.

Ponieważ po rozpoczęciu rozmów wielka wizja ustąpiła miejsca przyziemnym oczekiwaniom i targom, Komisja Europejska zleciła brytyjskiej firmie Centre for Economic Policy Research oszacowanie skutków ekonomicznych traktatu. Brytyjczycy przeprowadzili szacunki, nie znając szczegółów porozumienia, które wciąż jest negocjowane. Wyszło im, że jeśli traktat zostanie przyjęty w możliwie ambitnej formie, to dzięki niemu dziesięć lat po jego wejściu w życie zarobki Europejczyków realnie wzrosną średnio o około pół procent, a jeśli traktat będzie miał mniej ambitną formę – o ok. 0,3 proc. Ponieważ dzięki handlowi niektóre ceny spadną, siła nabywcza przeciętnej czteroosobowej europejskiej rodziny wzrośnie o 545 euro (a w USA o 655 euro, m.in. dlatego, że dzięki TTIP amerykański eksport wzrośnie o 8 proc., a europejski o 6 proc.), czyli o nieco ponad 11 euro na osobę miesięcznie. Ale 0,5 lub 0,3 proc. pensji Polaka to dużo mniej niż 0,5 lub 0,3 proc. pensji Luksemburczyka. W rzeczywistości nasze krótkookresowe korzyści mogą jednak być jeszcze mniejsze.

Według szacunków Fundacji Bertelsmanna Polacy skorzystają na TTIP mniej niż europejska średnia, a znacznie mniej niż Wielka Brytania, Hiszpania, Skandynawia, których gospodarki są w większym stopniu oparte na handlu z Ameryką. Polski PKB skorzysta na TTIP trzy razy mniej niż brytyjski. Branżowo najbardziej zyska przemysł samochodowy, którego eksport do USA wzrośnie o blisko połowę. Niemieckie szacunki bardzo jednak odbiegają od brytyjskich. Na przykład Niemcy twierdzą, że reszta świata na traktacie straci, a Brytyjczycy – że zyska ok. 100 mld euro rocznie. Zdaniem Niemców płace w Unii wzrosną od 0,59 do 2,34 proc., a zdaniem Brytyjczyków – od 0,3 do 0,5 proc. Prawdę mówiąc, te dwa raporty, firmowane przez dwie szacowne instytucje, są jednak tak bardzo rozbieżne, że trudno ufać płynącym z nich konkluzjom. Może poza jedną: dzięki TTIP ktoś w USA i UE coś zyska. Może i na nas trochę skapnie. Lub przeciwnie.

Traktat ma ujednolicić odmienne dziś procedury dopuszczania towarów i usług do obu rynków. Jako dostawca części i półproduktów Polska pewnie trochę na tym zarobi (według Bertelsmanna nasze PKB wzrośnie w sumie o ponad 3 proc.), ale zwiększy się dystans dzielący nas od najbogatszych i najsprawniejszych w Unii (z wyjątkiem Francji, która skorzysta mniej niż my).

Ekonomicznie, w analizowanej na zlecenie KE perspektywie 2027 r., TTIP nie wygląda specjalnie zachęcająco. W dłuższej perspektywie korzyści mogą jednak rosnąć. Przynajmniej dla niektórych. Zwłaszcza dla najpotężniejszych koncernów oraz dla średnich biznesów w tych krajach, gdzie gospodarka jest innowacyjna, a przedsiębiorcy są dobrze zorganizowani i już ulokowani na amerykańskim rynku. Polscy przedsiębiorcy znajdują się jednak wśród najgorzej zorganizowanych na świecie. Zaledwie 3 proc. należy do organizacji pracodawców, podczas gdy w Niemczech praktycznie wszyscy. Dlatego m.in. Niemcy są w stanie finansować raporty i prognozy (np. w sprawie TTIP), a Polacy nie. Nasz handel z USA też nie jest rozbudowany. TTIP może więc być dla Polski poważnym wyzwaniem.

Największy problem polega dziś na tym, że o wyzwaniu, jakim dla polskiej gospodarki może okazać się TTIP, bardzo niewiele wiemy. Nie tylko dlatego, że negocjacje są tajne, podobnie jak w przypadku ACTA. W odróżnieniu od Niemiec i innych poważnych krajów nie mamy szczegółowych analiz możliwych skutków traktatu dla naszych przedsiębiorstw, branż, regionów. To sprawia, że trudno jest nam sensownie wpływać na negocjacje – dbać, by w traktacie znalazły się zapisy gwarantujące Polsce korzyści i by nie znalazły się w nim takie, które mogą być dla nas groźne – bo np. zdewastują jakąś polską branżę, tak jak WTO zdewastowało Łódź. W innych krajach biznes już się przygotowuje na wypadek wejścia TTIP w życie. Polski biznes nie ma od rządu żadnych informacji. Trudno się oprzeć wrażeniu, że za zrozumiałym ogólnym entuzjazmem dla europejsko-amerykańskiego zbliżenia nie idzie w Polsce racjonalna dbałość o nasze interesy.

Grecka katastrofa

Może jednak doraźny (perspektywa dekady) gospodarczy efekt nie jest w przypadku tego traktatu najważniejszy? Prawdę mówiąc, tak mi się właśnie wydaje. Komisja chyba popełniła błąd, nagłaśniając niepewne i wyglądające niezbyt imponująco krótkookresowe prognozy. Ale może nie był to błąd, tylko pomysł na przesłonięcie dużo poważniejszych problemów, o których jest cicho.

Po pierwsze, jednolity obszar gospodarczy, który miałby powstać, ma to do siebie, że kreuje wygranych dzięki efektowi skali i przegranych na skutek otwartej konkurencji z silniejszymi. W Unii wygrani dzielą się sukcesem z przegranymi poprzez programy spójności, fundusze strukturalne, swobodny przepływ pracowników itp. Strefa euro takich dodatkowych mechanizmów nie ma i to właśnie było jedną z głównych przyczyn sukcesu unijnej Północy kosztem regresu unijnego Południa. Po prostu gospodarki o wyższej wydajności pożerają gospodarki o niższej wydajności, jeśli nie chronią ich jakieś bariery (waluta, cła itp.) lub systemy wsparcia. TTIP żadnych takich mechanizmów nie przewiduje. Przegranym grozi więc grecka katastrofa.

Po drugie, zniesieniu barier nie towarzyszy w TTIP harmonizacja warunków działania przedsiębiorstw – np. podatków, prawa pracy itp. Zagraża nam więc transoceaniczna konkurencja podatkowa i socjalna, czyli wymuszane przez rynek obniżanie standardów ochrony środowiska, podatków i kosztów pracy (urlopy, ubezpieczenia) do poziomu tych krajów i stanów, gdzie obciążenia firm są najmniejsze. To może prowadzić do obniżania jakości życia i usług publicznych w Europie. W Unii taka konkurencja wywołuje poważne napięcia (np. powodowane przez dumping podatkowy w Luksemburgu czy na Cyprze i socjalny w Europie Wschodniej). Gdy do tej nieczystej gry przystąpią amerykańskie stany, napięcie dramatycznie wzrośnie. Grozi to załamaniem europejskiego modelu społecznego, gigantycznym napięciem politycznym i w dłuższej perspektywie kolejnym kryzysem.

Po trzecie, TTIP ma wprowadzić rygorystyczny system ochrony inwestycji. Inwestorzy będą mogli pozywać państwa przed prywatny arbitraż, jeśli uznają, że działanie rządów (np. zmiana prawa) przyniosło im straty. Sprawa jest poważna, bo oznacza to trwałe zrzeczenie się suwerenności na rzecz sądu arbitrażowego, kierującego się trudnymi do przewidzenia liniami orzecznictwa. Polska ma już m.in. z USA tego rodzaju umowę, ale różnica jest dość zasadnicza. Bo tym razem faktycznie nie będziemy mieli możliwości wypowiedzenia traktatu. Stroną TTIP będzie bowiem UE, czyli wyjście z niego musiałoby oznaczać wyjście z Unii. W istocie mówimy więc o traktacie nie tylko handlowym, ale w pewnym sensie także konstytucyjnym, otwierającym drogę do stworzenia imperium działającego na nieznanych dotychczas zasadach, opartych na niepraktykowanych wcześniej mechanizmach.

Wreszcie po czwarte, TTIP zmienia model integracji z globalnego na regionalny. W jego wyniku powstanie Imperium Zachodu, którego istnienie oczywiście będą próbowali zrównoważyć inni, tworząc Imperium Wschodu. W zapewne niezbyt odległej przyszłości może to oznaczać powrót do radykalnej polaryzacji świata. Nie wiadomo, czy to dobrze czy źle, bo nie ma publicznie dostępnych analiz. A skutki mogą być bardzo poważne.

Kryzys nas nauczył, że entuzjazm i wielkie cywilizacyjne wizje nie zawsze są dobrymi doradcami. Dramat źle zaprojektowanej strefy euro i katastrofa lekkomyślnie deregulowanego sektora finansowego to bolesne nauczki. Chyba nie warto fundować sobie kolejnej takiej lekcji – tym razem w jeszcze większej skali.

Ale też nie jest pewne, że alternatywa (czyli świat bez TTIP) jest lepsza. Może być jeszcze gorsza, czego zapowiedzią może z kolei być bezradność wobec szaleństw Putina. To sprawia, że sytuacja jest naprawdę poważna i gdyby TTIP przepadł jak ACTA, mogłoby być prawdziwe nieszczęście. Dlatego warto zacząć się poważnie TTIP zajmować także w Polsce. Bo chyba jednak lepiej mieć dobry TTIP od złego.

Polityka 14.2015 (3003) z dnia 30.03.2015; Rynek; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Niewyraźny typ ten TTIP"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną