Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Odfajkowane nie znaczy naprawione

PiS wreszcie przyznaje: Wcześniejsze emerytury będą niższe o 30 proc.

PantherMedia
Sposób, w jaki PiS przywraca niższy wiek emerytalny, jest wielkim rozczarowaniem. I nie chodzi tu tylko o deklarację ministra Henryka Kowalczyka o świadczeniach niższych nawet o 10–30 proc.
To oczywiste, że słowa Kowalczyka dostarczą pewnie opinii publicznej strawy na kilka najbliższych dni. Trudno się temu zresztą dziwić. Jeżeli bowiem podzielić polityków gospodarczych PiS na tych milczących (ministrowie Morawiecki i Szałamacha) oraz gadatliwych, to szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk należy z pewnością do tej drugiej grupy. Już nie raz mówił rzeczy, które potem… no cóż.
 
Przypomnieć można choćby zeszłotygodniową deklarację, że deficyt na rok 2015 będzie musiał być zwiększony o 5–10 mld. Podczas gdy ostatecznie stanęło na 3,9 mld. To polityków takich jak Kowalczyk prawicowy tygodnik „Do Rzeczy” nazwał niedawno „kłapodziobami wylewnymi”. Przez analogię do potworków występujących obecnie w jednej z akcji społecznych w warszawskich autobusach i tramwajach.

W reakcji na słowa Kowalczyka przeciwnicy PiS zakrzykną więc pewnie: „a nie mówiliśmy?”. I zarzucą partii Kaczyńskiego cynizm polegający na tym, że w kampanii wyborczej obiecali Polakom powrót do niższego wieku emerytalnego, a dopiero potem oznajmili, że będzie się to wiązało z niższymi świadczeniami. I to będzie prawda! Ale trochę racji będą mieli też obrońcy PiS, argumentujący, że Kowalczyk (chaotycznie, bo chaotycznie), ale mówił jednak o wartościach brzegowych. I jedni, i drudzy będą więc mieli trochę racji. Ale jednocześnie i jedni, i drudzy pomijają sedno emerytalnego problemu, który mamy w Polsce.

Problem polega na tym, że PiS zdecydowało się potraktować sprawę emerytur bardzo płytko. I to jest wielkie rozczarowanie. Partia Kaczyńskiego wykorzystała słuszny gniew części polskiego społeczeństwa związany z brakiem jakiejkolwiek demokratycznej debaty na temat wydłużenia wieku emerytalnego w czasach rządów PO-PSL. Tamta reforma była bowiem klasycznym przejawem neoliberalnej TINY. Czyli przeświadczenia, że nie ma alternatywy.
 
A podwyższenie wieku emerytalnego to cywilizacyjna konieczność. A kto tego nie rozumie, jest kompletnym kretynem. Dyskusji więc właściwie nie było. Również dlatego, że w owym czasie właściwie nie istniał w Polsce dialog społeczny, a rząd Tuska traktował związki zawodowe jak wroga. Zresztą z wzajemnością. W grę ani przez moment nie wchodziły alternatywne sposoby różnicowania przyszłych emerytów. Poczyniono założenie, że nie ma żadnej różnicy między 65-letnim przedstawicielem zawodów inteligenckich, któremu stan zdrowia, kapitał kulturowy i sytuacja w tym segmencie rynku pracy pozwala spokojnie pracować do siedemdziesiątki, a może i dłużej, a jego równolatkiem reprezentującym klasę robotniczą, który do emerytury się nierzadko doczołguje. Tak fizycznie, jak psychicznie.

Wyciągnięcie przez PiS tematu emerytalnego w kampanii prezydenckiej mogło więc zostać przez niektórych odebrane jako uzasadniony postulat ponownego przegadania tamtej sprawy. A przy okazji być może wielu innych tematów okołoemerytalnych (co dalej z zawróconym przez Tuska procesem prywatyzacji emerytur; czy powrót do „zdefiniowanego świadczenia” jest w ogóle realnym scenariuszem, czy nierzadko uzasadnione przywileje emerytalne niektórych grup zawodowych to na pewno optymalne rozwiązanie).
 
Ale ci, którzy tak uważali (sam do nich należałem), dziś srodze się rozczarowali. Bo prezydencki projekt reformy wieku emerytalnej nie jest żadnym otwarciem debaty. Nie będzie w nim miejsca na krytyczny przegląd modeli reform emerytalnych na świecie (a dzieje się tego ostatnio na świecie sporo, bo nikomu nie udało się jeszcze wynaleźć systemu emerytur idealnych). Nie będzie namysłu nad innowacyjnymi rozwiązaniami, dzięki którym emerytury mogłyby stać się sprawiedliwsze. Nie będzie rozmowy o roli stażu pracy i okresu składkowego (chciały tego związki zawodowe).
 
Zamiast tego mamy ustawę, która przywraca stan prawny sprzed 2012 r. I kropka. Obietnica odfajkowana. Czas pędem przeskoczyć do następnych. Otóż może i odfajkowane, ale na pewno nie naprawione.
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną