W tym roku tzw. ekonomiczny Nobel powędrował z dala od tematów, które poruszają serca i umysły naukowców. Oliver Hart i Bengt Holmstrom dostali go za pracę badawczą dużo bliższą krwiobiegowi współczesnej ekonomii. Można wręcz powiedzieć, że tegoroczny Nobel został przyznany za pracę dotyczącą szarej, codziennej rzeczywistości związanej z... kontraktami.
Kontrakty: wszechobecne i problematyczne
A kontrakty są wszędzie. Umawiasz się na świadczenie pracy? Kontrakt. Firma zatrudnia menadżera, który ma poprawić wyniki sprzedaży? Kontrakt. Wybierasz władze raz na cztery lata? Kontrakt. Władza wydaje nowe dyspozycje podległym urzędnikom? Kontrakt. Nawet rodzinę i przyjaźń można potraktować jako pewnego rodzaju przypadki zawartego kontraktu.
Z takimi porozumieniami jest jednak pewien problem. Polega on na złudzeniu, że w dokumencie da się zapisać wszystko i uregulować każdy potencjalny spór pomiędzy pryncypałem (zamawiającym) a agentem (podejmującym zlecenie). Kto nie wierzy, niech pomyśli o swojej ostatniej sprzeczce z szefem/podwładnym dotyczącej zakresu służbowych obowiązków. Albo niech popatrzy na dynamikę trawiącego państwo polskie sporu o Trybunał Konstytucyjny, gdzie wszystkie strony są przekonane, że racja (tak moralna, jak prawna) jest oczywiście po ich stronie i tylko ślepiec może tego nie dostrzegać.
Ekonomiści od dawna wiedzą, że problem z kontraktami był, jest i będzie występował na poziomie stosunków pracy, ładu korporacyjnego czy funkcjonowania instytucji publicznych. I dlatego nie ma się co łudzić, że przed łamaniem takich umów zabezpieczyć może mnożenie w nieskończoność poziomu ich szczegółowości.
Skuteczność zachęty
Nagrodzeni Noblem ekonomiści radzą, że dużo lepiej (i skuteczniej) jest skoncentrować się na ZACHĘTACH. Ich zdaniem warto na przykład wmontować w codzienne funkcjonowanie firmy takie mechanizmy, które skłonią menadżera do kierowania się długookresowym dobrem spółki, a nie wyczerpaniem najprostszych zasobów i ucieczką z workiem pieniędzy za chwilową poprawę wyników, wedle zasady „po nas choćby potop”. Innym pomysłem laureatów Nobla jest zbudowanie zachęty dla urzędnika, by reprezentował on przede wszystkim interes instytucji państwowej, a nie tylko swój własny, nie zabijając w nim przy tym całej ochoty do wychodzenia poza utarte schematy.
Za te badania z dziedziny kontraktów, zachęt i tzw. teorii agencji została przyznana tegoroczna Nagroda Banku Szwecji, znana powszechnie jako ekonomiczny nobel. Podzielili się nią dwaj 67-latkowie: Brytyjczyk Oliver Hart z Uniwersytetu Harvarda oraz Fin (należący do szwedzkojęzycznej mniejszości w tym kraju) Bengt Holmstrom z MIT. Znani przede wszystkim z prac na swoim poletku i rzadko zabierający głos w dużych gorących tematach kondycji światowej ekonomii. Holmstrom zasłynął, publikując w roku 1979 ważną pracę o tym, by pryncypał oceniając, czy jest zadowolony z agenta, umieszczał jego poczynania w kontekście, a więc nie ekscytował się samymi tylko sukcesami lub porażkami finansowymi, tylko zwrócił uwagę, że mogą one być częścią szerszego trendu, a agent nie jest za nie odpowiedzialny (nie są one jego zasługą lub nie ponosi za nie żadnej winy).
Oliver Hart zwracał z kolei uwagę na to, że skoro kontrakty z zasady są niekompletne, to ogromna rola przypada ewentualnym rozjemcom. I trzeba bardzo uważać, by władza takiego rozjemcy nie była nadużywana, na przykład do wsparcia silniejszej ze stron.
Teoria agencji i noble
Hart i Holmstrom nie są pierwszymi przedstawicielami nurtu teorii agencji wśród noblowskich laureatów. Za jednego z jej pionierów uchodził już noblista z roku 1972 i gigant XX-wiecznej ekonomii Kenneth Arrow, który wychował takich noblistów, jak Roger Myerson czy Eric Maskin (Nobel 2007), zajmujących się tzw. odwróconą teorią gier. Problemem asymetrii informacji pomiędzy stronami kontraktu zajmował się z kolei George Akerlof (Nobel 2001) w swoim słynnym tekście o rynku używanych samochodów. O roli zachęt w ramach tworzenia regulacji i ładu korporacyjnego pisał z kolei Jean Tirole (Nobel 2014).