W czwartek 20 czerwca w Brukseli koalicja czterech państw z Europy Wschodniej – Polski, Czech, Węgier i Estonii – zablokowała przyjęcie w konkluzjach szczytu Rady Europejskiej zapisów o osiągnięciu przez UE neutralności klimatycznej do 2050 r. Chodzi o to, by wspólnota do połowy wieku emitowała tyle samo gazów cieplarnianych, ile sama pochłania (np. poprzez lasy). W praktyce oznaczałoby to zupełne wyeliminowanie paliw kopalnych z europejskiego miksu energetycznego. Polski rząd wyraził sprzeciw m.in. z powodu braku wyliczeń, jakie będą koszty nowego celu. Weto Warszawy nie zamyka jednak unijnej dyskusji w tej sprawie.
Polski rząd będzie się targować ws. klimatu
Ostateczną decyzję w sprawie neutralności klimatycznej europejscy przywódcy mają podjąć do końca roku. Będzie ona fundamentem długoterminowej strategii wspólnoty, która ma zostać przyjęta na początku 2020 r. Co ważne, polski rząd nie jest z gruntu przeciwny wyzerowaniu emisji, jest wręcz gotów się podpisać pod takim postulatem, ale zamierza się targować. Liczy, że wetem wywalczy dodatkowe środki na modernizację krajowej energetyki i osłony dla przemysłu, który przy szybkiej dekarbonizacji będzie tracić na rosnących cenach energii. To racjonalne działanie, ale Warszawa w tej grze nie ma mocnych kart, nie może też liczyć na dobry PR.
Sprzeciw Polski był krytycznie komentowany w europejskich mediach i stolicach. Wytknięto jej, że jako kraj gospodarz konferencji klimatycznej COP24 powinna wspierać ambicje klimatyczne, a nie je ograniczać. O ile polski rząd przyzwyczaił wszystkich do wizerunku bezkompromisowego obrońcy węgla, o tyle w sytuacji gdy ważą się losy nominacji na stanowiska unijne w nowej kadencji, zła prasa może utrudnić Warszawie starania o prestiżowe teki, a na pewno wyzerować szanse na objęcie posady komisarza ds. energii i klimatu w nowej Komisji Europejskiej.
Czytaj także: Raport na temat zmian klimatycznych. 12 lat do katastrofy
Polskie weto a rozgrywka o unijne stanowiska i budżet
Jak informował kilka tygodni temu serwis Wysokienapiecie.pl, na stanowisko to była typowana minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz, której propozycję zasiadania w Komisji miała rzekomo złożyć Margrethe Vestager, unijna komisarz ds. konkurencji. Objęcie stanowiska uczyniłoby z Emilewicz jedną z najważniejszych osób w nowej Komisji Europejskiej. Z polskim wetem taki scenariusz raczej się nie ziści.
PR i obsada stanowisk to niejedyny problem. Rozmowy w sprawie neutralności klimatycznej będą toczyły się w drugiej połowie 2019 r. równolegle z negocjacjami nowego budżetu Unii na lata 2021–27, a tu Polska ma sporo do stracenia, podobnie jak Czechy, Węgry i Estonia. Ta wschodnioeuropejska koalicja nie ma też mniejszości blokującej, która pozwoliłaby hamować prace na poziomie Rady Unii Europejskiej, gdzie decyzje w sprawie kluczowych aktów prawnych zapadają większością kwalifikowaną. Skazuje to obie strony na szukanie kompromisu.
Czytaj także: Unia neutralna dla klimatu
Presja na dekarbonizację tylko rośnie
Tymczasem klimatyczne ciśnienie w Unii rośnie. Tylko w ciągu ostatnich trzech miesięcy liczba krajów popierających osiągnięcie przez Unię neutralności klimatycznej do 2050 r. wzrosła z ośmiu do 24. W najbliższym czasie presję na klimatosceptyczne państwa będzie wywierać Finlandia, która 1 lipca przejmie od Rumunii prezydencję w Radzie Unii. Nowy rząd w Helsinkach zamierza w pełni zdekarbonizować swoją gospodarkę do 2035 r. i będzie do tego namawiał inne kraje.
W dłuższej perspektywie weto w kwestiach klimatu nie jest skuteczną bronią. Dobrze obrazuje to decyzja rządu Donalda Tuska, który w 2011 r. zablokował przyjęcie strategii klimatycznej Unii – tzw. mapy drogowej UE 2050. Ówczesny dokument zakładał redukcję emisji przez wspólnotę o 40 proc. do 2030 r. i o 80 proc. do 2050 r. Dziś rozmawiamy o pełnej dekarbonizacji do połowy wieku. Jeśli Warszawa odrobi lekcje z 2011 r., kolejnego weta nie będzie, a europejscy przywódcy zgodzą się na neutralność klimatyczną jeszcze w tym roku.
Czytaj także: Polska wysycha. Czy jesteśmy skazani na susze i pustynnienie?