W grudniu, gdy już zaczynaliśmy odczuwać drożyznę, wzrost cen wynosił „tylko” 3,4 proc. Styczeń pokazał, że była to tylko przygrywka. Najszybciej drożeje żywność i napoje (6,7 proc.) oraz utrzymanie mieszkania (4,9 proc.). W Unii Europejskiej w podobnym tempie rosną ceny tylko na Węgrzech (4,7 proc.). Przed nami droga wiosna, kiedyś nazywana przednówkiem. Rząd się tym jednak nie przejmuje i wyraźnie chce, żeby inflacja była jeszcze wyższa. Od kwietnia zdrożeją przecież napoje i słodkie soki, bo w życie ma wejść podatek cukrowy.
Zwykle ceny najszybciej rosną w krajach, w których dynamicznie rozwija się gospodarka. Nasza wyraźnie zwalnia (w IV kw. PKB szacowany jest na 3,1 proc.), a ceny się rozpędzają. Eksperci, którzy wcześniej uważali, że tempo wzrostu nie będzie aż tak wysokie, teraz zaczynają straszyć stagflacją (połączeniem stagnacji gospodarki z szybką inflacją).
Ceny w Polsce rosną najszybciej od ośmiu lat
Żywność drożeje z kilku przyczyn. Warzywa i owoce z powodu ubiegłorocznej suszy. Wieprzowina, której obok drobiu jemy najwięcej – z powodu wzrostu jej światowych cen. Warto zwrócić uwagę, że susza była w całej Europie, a mimo to w innych krajach ceny tak nie pędzą. Wyższe światowe ceny wieprzowiny dotknęły także inne kraje, które jednak na drożyznę nie mają powodu narzekać. Skoro więc u nas ceny rosną najszybciej, warto poszukać przyczyn na własnym podwórku.
Czytaj także: