Wybuchowy pakiet Fit for 55. KE chce radykalnej redukcji CO2
Wybuchowy pakiet Fit for 55. Komisja Europejska chce radykalnej redukcji CO2
Ogłoszony w środku upalnego lata pakiet jest propozycją Komisji Europejskiej, która teraz będzie musiała uzyskać akceptację państw członkowskich i Parlamentu Europejskiego. To zajmie rok, a może dwa. Jednak to upalne lato jest sygnałem alarmowym świadczącym, że z klimatem nie ma żartów i trzeba działać szybko. Jeśli czegoś radykalnego nie zrobimy, ocieplający się klimat nas zabije. Europejski Zielony Ład nie jest kaprysem eurokratów, ale odpowiedzią na globalne wyzwania i próbą realizacji porozumienia paryskiego.
Czytaj także: Porozumienie paryskie ma pięć lat. Rewolucja trwa
Fit for 55 – gotowi na 55 proc.
W pakiecie „Fit for 55”, co tłumaczone jest jako: „gotowi na 55 proc.”, znalazło się wiele dość radykalnych rozwiązań. Komisja Europejska doszła do wniosku, że ciężar redukcji emisji nie jest rozłożony sprawiedliwie. Same energetyka i przemysł nie są w stanie wykonać planu, więc muszą się przyłączyć inne sfery naszego życia – transport lądowy, morski i lotniczy, budownictwo, a także rolnictwo. Komisja chce rozszerzyć system handlu pozwoleniami na emisję – EU ETS – i objąć nim kolejne branże. Bo dziś tylko 40 proc. europejskich emisji jest objętych systemem ETS i to się ma zmienić.
Przy tej okazji pojawia się zawsze argument o „wycieku emisji”, czyli ucieczce europejskich firm poza granice wspólnoty i prowadzeniu produkcji tam, gdzie władze dość liberalnie traktują sprawy środowiskowe, albo też rezygnacji z produkcji w UE na rzecz importu produktów powodujących duże emisje. Dziś, by temu przeciwdziałać, firmy zagrożone ucieczką emisji, dostają uprawnienia za darmo, co sprawia, że nie podejmują wysiłku ograniczania emisyjności produkcji.
Czytaj także: Dokąd zmierza unijna i polska transformacja energetyczna?
Komisja chce to zmienić. Będzie mniej uprawnień darmowych, za to importerzy sprowadzający towary spoza UE będą musieli kupować uprawnienia do emisji w ramach systemu ETS, chyba że udowodnią, że w kraju pochodzenia stosowane są podobne opłaty emisyjne. Bo system ETS nie jest szczególnym rozwiązaniem. W wielu rejonach świata – w tym w Chinach i niektórych stanach USA – stosowane są podobne rozwiązania.
Pożegnanie z dieslem i autem na benzynę
O losach przemysłu samochodowego, już przed ogłoszeniem pakietu Fit for 55, było głośno. Serwis Politico ujawnił, że KE planuje wprowadzić plan redukcji emisji CO2 o 60 proc. do 2030 r. a do 2035 r. o 100 proc. Okazuje się, że plotki były bliskie prawdy: od 2030 r. emisje CO2 w nowych autach muszą zostać zredukowane o 55 proc., a pięć lat później zakończyć się ma produkcja i sprzedaż nowych samochodów z silnikami spalinowymi. Za 14 lat pożegnamy się z dieslami i benzyniakami. Czy to możliwe?
Redukcja emisji ma objąć budynki i transport samochodowy. Ma to zostać osiągnięte poprzez system podobny do ETS i koncentrować się będzie na emisyjności paliw do ogrzewania i napędu aut. Im większe emisje, tym wyższe opłaty po to, by motywować redukcję. To będzie najbardziej wybuchowy fragment pakietu Fit for 55, zwłaszcza w Polsce, gdzie 80 proc. gospodarstw domowych korzysta z węglowego ciepła. A przy tym im trudniejsza sytuacja gospodarstw, tym większy udział węgla. Jak to rozwiązać?
Czytaj także: Ekologia i samorządy. Ukryta cena Polskiego Ładu
Nowy społeczny fundusz klimatyczny
Wygląda na to, że świadomość takich problemów pojawiła się u twórców pakietu. Jego implementacja będzie wymagała jednoczesnego rozwiązywania problemu społecznych nierówności wynikłych ze wzrostu cen. Dlatego sporo uwagi poświęcono dotowaniu z wpływów osiąganych ze sprzedaży uprawnień do emisji, termomodernizacji budynków, zmiany sposobu ogrzewania i innym formom zapobiegania ubóstwu energetycznemu. Komisja proponuje utworzenie nowego społecznego funduszu klimatycznego, aby zająć się społecznymi skutkami rozszerzenia handlu uprawnieniami do emisji o transport drogowy i budynki na wrażliwe gospodarstwa domowe, mikroprzedsiębiorstwa i użytkowników transportu.
Bo warto pamiętać, że pieniądze uzyskiwane z opłat i pozwoleń na emisję nie wędrują do Brukseli, ale są przychodem budżetowym. I to państwo ma je wykorzystywać na transformację energetyczną. U nas działa to tak, że państwo chętnie pieniądze inkasuje, ale ma lepsze sposoby wydawania pieniędzy. Dlatego dla nas unijny plan 2030 r. przypomina scenariusz filmu sf. Zwłaszcza że nie wiadomo, czy Polska będzie jeszcze wówczas członkiem UE.
Czytaj także: Hospicjum dla węgla, czyli plan Sasina na polską energetykę