Co się stało? Odpowiedź jest prosta: to, co zawsze, gdy cena paliwa idzie w górę. Po prostu zbieg wielu negatywnych czynników doprowadził do tego, że tankowanie kosztuje tak wiele. Ale konkretnie: co poszło nie tak?
Rynek paliw. System naczyń połączonych
Po pierwsze, brakuje na rynku ropy. Te braki mają wiele przyczyn. Tu awaria platformy, tam awaria rurociągu, na świecie ciągle coś się psuje. A OPEC+ niechętny jest zwiększaniu limitów wydobycia ropy. Cena ponad 80 dol. za baryłkę bardzo kartelowi naftowemu odpowiada, bo producenci ropy mają szansę odkuć się po okresie pandemii, kiedy popyt spadł i trzeba było ograniczać wydobycie. Teraz światowa gospodarka odżyła i próbuje nadrobić stracony czas, więc wszystkiego brakuje: ropy, gazu, węgla, energii elektrycznej. Po prostu sektor produkujący surowce energetyczne nie jest w stanie tak nagle zwiększać podaży, bo tu jest wiele technicznych ograniczeń. Ropociągi nie są z gumy, tankowców jest tyle, ile jest, i szybciej nie popłyną.
Na dodatek cały rynek paliw jest systemem naczyń połączonych – z ropy naftowej robi się nie tylko benzyny i olej napędowy, ale też olej opałowy, a wiele domów w USA jest nim ogrzewanych. Idzie zima, więc popyt rośnie. Energia elektryczna z odnawialnych źródeł energii jest produkowana na taką skalę, na jaką pozwalają warunki pogodowe. Więc kiedy jej zaczyna brakować, trzeba się ratować prądem wytwarzanym z gazu. Zatem gaz drożeje, ceny gazu mają wpływ na ceny produktów ropopochodnych itd.
Czytaj też: