Z wielkim trudem i po wielotygodniowych negocjacjach udało się członkom UE uzgodnić kształt szóstego pakietu sankcji nałożonych na Rosję. Kością niezgody okazała się ropa naftowa. Nie wszystkie kraje były gotowe na wprowadzenie embarga, o co zabiegała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Największy opór stawiał oczywiście premier Węgier Viktor Orbán, przekonując, że jego kraj, bez dostępu do morza, nie ma innych sposobów zaopatrzenia się w ropę niż ropociągiem Przyjaźń. Odcięcie od tej rury byłoby jego zdaniem „zrzuceniem bomby atomowej na węgierską gospodarkę”.
Węgrzy stawiali warunek co najmniej pięcioletniego okresu przejściowego i dodatkowych funduszy na wydatki związane z dywersyfikacją. Oczywiście jak zwykle przesadzali, bo mają dostęp do ropociągu Adria zdolnego przetransportować 14 mln ton rocznie z chorwackiego naftoportu w Omišalju, a to wystarczy do zaspokojenia potrzeb rafinerii MOL w Százhalombatta i rafinerii w Slovnaftu w Bratysławie (należącej do MOL). Jeśli konieczne są jakieś inwestycje, to tylko niewielka modernizacja Adrii na terenie Chorwacji.
Czytaj także: Orbán na rosyjskiej rurze blokuje UE. O co naprawdę gra premier Węgier?
Ropa z Przyjaźni dla Węgier, Czech i Słowacji
Ostatecznie Orbán postawił na swoim.