To tylko kilka fundamentalnych pytań, na które w nadchodzących latach będziemy musieli sobie odpowiedzieć. Inaczej niechybnie obudzimy się w apokaliptycznej rzeczywistości, którą w ciemnych barwach zarysowali między innymi eksperci z międzynarodowej organizacji pozarządowej Environmental Investigation Agency (EIA). Z ich badań wynika jednoznacznie, że przy obecnych trendach produkcji plastiku (w ciągu ostatnich 65 lat wzrosła ona o… 18 300%), za niespełna 30 lat w oceanach świata łatwiej będzie natknąć się na plastikowy odpad, niż jakiekolwiek żyjące stworzenie.
Dla niektórych może to być odległy i obcy problem. Niestety, polscy konsumenci również dokładają do niego swoje trzy grosze (a raczej… plastikowe butelki). Każdego roku na rodzimy rynek trafia bowiem ponad 2 mln ton tworzyw sztucznych (z tego ponad 1 mln to same opakowania). I niestety, tylko niewielka część z nich wyląduje w odpowiednim koszu, skąd zostanie później odebrana, wymyta, podzielona według rodzajów i kolorów, by ostatecznie mogła trafić do recyklingu, gdzie po długim i kosztownym procesie zyska „drugie życie” i wróci do obiegu jako surowce wtórne.
Tę smutną diagnozę potwierdzają liczne statystyki. Według danych GUS recykling odpadów z tworzyw wyniósł w 2018 r. 35,2 proc., choć z ostatnich analiz Instytutu Ochrony Środowiska – Państwowego Instytut Badawczego wynika, że było to zaledwie 24,3 proc. Słabą kondycję polskiej branży odpadowej potwierdzają też najnowsze ustalenia Najwyższej Izby Kontroli, która razem z analogicznymi instytucjami w innych krajach członkowskich przebadała jak wybrane gospodarki UE radzą sobie z przetwarzaniem milionów ton plastików. NIK nie pozostawia wątpliwości – Polska znajduje się w niechlubnej grupie 14 innych państw Wspólnoty, którym grozi nieosiągnięcie celów recyklingu (55% na 2025 r.). – Dotychczasowe mechanizmy wspierające selektywną zbiórkę i odzysk surowców są niewystarczające i mało skuteczne – skonkludowała NIK.
Skutki utrzymania takiego stanu mogą być dla nas opłakane, nie tylko z perspektywy środowiska, ale również… naszych portfeli. Nie wywiązując się z wymogów unijnych, musimy bowiem przygotować się na sięgające setek milionów złotych kary. A to nie koniec, bo każda tona zmarnowanych, a więc niepoddanych recyklingowi tworzyw, bezpośrednio przekłada się też na wysokość tzw. plastic tax, czyli podatku od nieprzetworzonego plastiku (0,80 euro za każdy kilogram), który UE wprowadziła od 2021 r. Według wstępnych wyliczeń Polska będzie musiała uiszczać do unijnego budżetu prawie 1,7 mld zł rocznie.
Koło ratunkowe dla recyklingu
Czy to oznacza, że jesteśmy już dziś skazani na porażkę i powinniśmy wywiesić białą flagę, rezygnując z jakiejkolwiek segregacji odpadów i bez opamiętania konsumować produkty w jednorazowych opakowaniach? Bynajmniej. Kluczem do zatrzymania błędnego koła marnotrawstwa surowców jest wdrożenie odpowiednich regulacji, które pozwolą uzdrowić szwankujący od lat system.
Takim rozwiązaniem, które z powodzeniem sprawdziło się w kilkunastu krajach UE (i wkrótce ma zostać wprowadzone w kilkunastu kolejnych!), jest system kaucyjny na jednorazowe opakowania. Zasada jego działania jest bardzo prosta. Do określonej grupy produktów (np. napojów w plastikowych butelkach) w każdym sklepie doliczana jest kaucja o określonej wysokości. Klient odzyskuje ją, gdy zwróci opróżnione opakowanie. W założeniu będzie on mógł zrobić to bezpośrednio w sklepie, a nie tylko w tym, w którym nabył konkretny produkt. Co ważne, do odzyskania kaucji nie byłoby konieczne okazanie paragonu.
Taki system ma wiele zalet. Po pierwsze, pozwala on zebrać w jednym miejscu konkretny rodzaj opakowań (np. plastikowe butelki PET), co redukuje koszty późniejszego wysortowywania ich spośród kilkunastu innych rodzajów tworzyw, jak ma to miejsce dzisiaj, gdy zgodnie z zasadami segregacji wyrzucamy wszystkie plastiki (w tym również np. cienkie folie, tacki po mięsie, kubeczki po jogurtach) i metale (np. puszki aluminiowe) do jednego, żółtego pojemnika. Dzięki systemowi kaucyjnemu do późniejszego przetwarzania w specjalistycznym zakładzie recyklingu już na starcie trafia zaś jednolita grupa produktów. To z kolei ułatwia recyklerom dostosowanie odpowiedniej technologii i przyspiesza cały proces.
Rozwiązanie skrojone na polskie warunki
Jak w takim razie przejść od słów do czynów i jak zaprojektować system, który się sprawdzi? Eksperci są zgodni, że dla powodzenia reformy kluczowe jest, by system był możliwie jak najprostszy i zrozumiały dla konsumentów. Z ich perspektywy nie jest natomiast kluczowe, by dokładnie znać zasady wewnętrznych rozliczeń między wszystkimi uczestnikami rynku i model organizacji – czy odpowiada za niego jeden podmiot (tzw. operator systemu) czy kilka organizacji (za czym zdecydowanie opowiada się część biznesu). Istotne jest bowiem, by system funkcjonował na przejrzystych zasadach, czyli aby jasno określono, jakie opakowania będą objęte kaucją i jaka będzie jej wysokości. Ważne jest również, by była ona jednakowa w każdym sklepie czy recyklomacie. Łatwo bowiem sobie wyobrazić, jak duży chaos i niepewność towarzyszyłyby nam przy codziennych zakupach, gdyby w jednej placówce zwracano mniej lub więcej pieniędzy, niż uiściliśmy wcześniej, kupując produkty w innym sklepie. Nie wspominając już o trudnościach z rozliczeniem: kto miałby bowiem uregulować różnicę między różnymi kaucjami? To wszystko potencjalne trudności, których można uniknąć już na starcie, np. zapisując wysokość kaucji na sztywno w stosownym rozporządzeniu do ustawy.
Kontrowersyjnym zagadnieniem, które wzbudza wiele emocji wśród ekspertów branży odpadowej, jest też kwestia jakie rodzaje opakowań należałoby uwzględnić w projektowanym systemie. Tu zdania są podzielone między zwolenników objęcia kaucją jak największej ilości opakowań (co niewątpliwie wpłynęłoby na koszty całego systemu i np. dostosowania recyklomatów do rozróżniania wielu różnych frakcji), a zwolenników skupienia się na wybranych surowcach. Zdecydowana większość jest jednak zdania, że wzorem innych krajów, system powinien uwzględniać przede wszystkim jednorazowe butelki plastikowe PET (każdego roku trafia ich na rynek ponad 220 tys. ton rocznie – wg danych samych producentów). Opcjonalnie w systemie mogłyby również znaleźć się puszki aluminiowe, choć ich poziom zbiórki już akurat bardzo wysoki, bo już dziś sięga ponad 80 proc. (co oznacza, że zdecydowana większość tych opakowań trafia do recyklingu i wraca do obiegu).
Niezależnie od ostatecznego kształtu systemu pewne jest, by jego kluczowi interesariusze, na których spadnie dużo nowych obowiązków, mieli wystarczająco czasu na przygotowanie się do zapowiadanej recyklingowej rewolucji. Dlatego też zarówno producenci jak i sektor handlu apelują o zapewnienie adekwatnego czasu na przygotowanie się do nowych zadań, m.in. przebudowanie części sklepów, uzyskanie odpowiednich zezwoleń, przeszkolenie pracowników.
Artykuł przygotowany przez dziennikarza, eksperta gospodarki odpadami Jakuba Pawłowskiego we współpracy z Fundacją Instytut Samorządowy