Mimo wątpliwości wielu ekonomistów wakacje kredytowe stały się faktem. Prezydent Duda nie zawetował ustawy (co nie miałoby sensu, bo Sejm takie weto z łatwością by odrzucił) ani nie skierował jej do Trybunału Konstytucyjnego. Najważniejsza i jednocześnie najbardziej kontrowersyjna zasada: w nowych przepisach nie ma żadnego progu dochodowego. Oznacza to, że z wakacji będą mogli skorzystać wszyscy posiadający kredyty hipoteczne zaciągnięte w złotym i na własny cel mieszkaniowy (wyłączeni są zatem ci, którzy lokale obciążone kredytem wynajmują). Nie ma za to znaczenia, czy kredytobiorcy mają rzeczywiście kłopoty ze spłatą, czy też coraz wyższe raty nie są dla nich istotniejszym problemem. Pozbawieni nowej pomocy są za to spłacający pożyczki w walutach obcych, czyli przede wszystkim we franku i euro. Nimi rządzący już dawno przestali się interesować, sugerując, że swoje problemy mają rozwiązywać albo poprzez ugody z bankami, albo drogą sądową.
Czytaj też: Glapinflacja. Jedziemy już bez hamulców i po bandzie
Wakacje kredytowe. Jak to działa?
Wakacje kredytowe dotyczą złotowych kredytów hipotecznych zaciągniętych przed 1 lipca tego roku. To rozwiązanie pozwala na nawet osiem miesięcy bez spłaty rat. Pierwsze dwa takie „promocyjne” miesiące przypadają na trzeci kwartał tego roku (w praktyce chodzi zatem o sierpień i wrzesień), kolejne dwa można wykorzystać w czwartym kwartale. Następnie wolne od rat jest po jednym, wybranym miesiącu w każdym z czterech kwartałów przyszłego roku.