Wakacje kredytowe to dla wielu osób chwila potrzebnej ulgi i szansa na stabilizację budżetu domowego. Zgodnie z nowymi przepisami spłacający kredyty hipoteczne mogą w tym i w przyszłym roku pominąć, bez żadnych kar i sankcji, łącznie aż osiem rat. Zaoszczędzone pieniądze wolno im przeznaczyć na dowolny cel, np. na nadpłacenie kapitału kredytu, co pozwoli obniżyć w przyszłości wysokość rat. Ale czy wszyscy otrzymali od polityków ten prezent? Wakacje kredytowe nie dotyczą tzw. frankowiczów, jak i spłacających pożyczki indeksowane do innych walut bądź też w nich denominowane. W ten sposób rząd wysłał po raz kolejny jasny sygnał: frankowicze mają radzić sobie sami. Na żadną pomoc od państwa – nawet w tym wyjątkowo trudnym momencie – liczyć nie powinni.
Teoretycznie kredytobiorcy frankowi są dziś w lepszej sytuacji niż złotowi, bo nie dotyczy ich przecież szybki wzrost stóp procentowych w Polsce. To jednak tylko teoria, bo w rzeczywistości frankowicze też cierpią, chociaż z innych powodów. Frank szwajcarski to dziś jedna z najsilniejszych walut świata, podczas gdy nasz złoty słabnie z powodu wysokiej inflacji w Polsce, chaotycznych decyzji Rady Polityki Pieniężnej i niepewności wywołanej rosyjską agresją na Ukrainę. Tuż przed nią jeden frank kosztował ok. 4,30 zł, niedawno jego kurs doszedł do prawie 5 zł. Tej psychologicznej granicy co prawda nie przebił, ale krucha stabilizacja na poziomie 4,80–4,90 zł oznacza dla kredytobiorców kolejny, bolesny wzrost rat.
Na tym zresztą nie koniec ich problemów. Chociaż Szwajcaria jawi się jako oaza stabilności w morzu drożyzny (inflacja wynosi tam ledwie 3,4 proc.), także tamtejszy bank centralny zaczął podnosić stopy. Na razie są one wciąż ujemne, ale zwiększyły się już o 50 pkt bazowych. Prawdopodobnie we wrześniu nastąpi kolejna podwyżka stóp, co spowoduje dalsze umocnienie franka, bo jeszcze bardziej zwiększy jego atrakcyjność wśród inwestorów na świecie. A zatem raty polskich frankowiczów będą w najbliższych miesiącach rosły z dwóch powodów równocześnie – zmiany kursu franka wobec złotego i podwyżek szwajcarskich stóp.
Trudno się dziwić, że frankowicze coraz częściej wybierają sądową drogę walki o swoje prawa. Na korzyść tego rozwiązania przemawia orzecznictwo w sądach – bardzo korzystne dla klientów, bo już zdecydowana większość sędziów staje po ich stronie, a wyroki unieważniające umowy kredytowe stały się wręcz standardem. – Co ciekawe, osłabienie złotego skłania także wiele osób spłacających kredyty dolarowe czy w euro do pozywania banków. Do niedawna nie odczuwali tak bardzo wzrostu rat jak frankowicze, jednak w tej chwili także oni mają bardzo poważne kłopoty finansowe – podkreśla mec. Jędrzej Jachira, wspólnik w kancelarii Sobota Jachira.
Kredytobiorcy, którzy nie chcą dłużej godzić się ze swoim losem, mają wciąż do wyboru dwa rozwiązania. Alternatywą dla drogi sądowej, w ramach której klient żąda najczęściej unieważnienia umowy, jest próba zawarcia ugody z bankiem. Oznacza to zawsze przewalutowanie kredytu na złotowy po kursie korzystniejszym niż obecny, ale gorszym niż ten z chwili podpisania umowy. Do tego dochodzi przejście na kontrowersyjny i bardzo w tej chwili wysoki wskaźnik WIBOR. Banki zresztą do zawierania ugód wcale się nie spieszą i nie należy liczyć na duże ustępstwa z ich strony. Część instytucji finansowych takich ugód swoim klientom w ogóle nie proponuje.
Tymczasem droga sądowa, chociaż trwająca kilka lat, pozwala w wielu przypadkach na dosyć szybką ulgę. Klient składający pozew powinien równocześnie wystąpić o zawieszenie dalszej spłaty na czas postępowania. Jeśli łączna kwota przelana bankowi przekracza już cały kapitał kredytu, sędziowie zwykle zgadzają się na takie rozwiązanie. Jednak ostatnio coraz częściej przystają na zawieszenie płacenia rat, nawet gdy niecały kapitał został już zwrócony. To takie nieformalne wakacje kredytowe, tyle że trwające aż do dnia wyroku i niewynikające z politycznych prezentów, lecz z decyzji niezawisłego sędziego. Także dla frankowiczów i innych kredytobiorców walutowych jest zatem nadzieja. Ale nie mogą liczyć na żadną ustawę. Muszą po prostu sami wziąć sprawy w swoje ręce.