Joanna Podgórska: – W sierpniu można odnieść wrażenie, że cała Polska idzie na Jasną Górę. A to jedynie 120–130 tys. osób, nikły procent parafian, ale Polska i tak pozostaje pod tym względem europejskim fenomenem. Pielgrzymujemy najliczniej. Skąd to się bierze?
Prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska: – Polska jest w ogóle religijnym fenomenem w Europie. Dominujemy we wszelkich statystykach, zaraz po Malcie, która jest krajem wyznaniowym. Przynajmniej w deklaracjach jesteśmy jednym z najbardziej wierzących społeczeństw. Stąd też wskaźnik pielgrzymowania jest u nas także najwyższy. Co szósty pielgrzym w Europie to Polak. Druga sprawa to, że w Polsce nadal dominuje religijność ludowa, obrzędowa, rytualna; raczej uzewnętrzniona niż uwewnętrzniona. A pielgrzymka czy procesja są jej częścią. Można powiedzieć, że to rodzaj religijnego folkloru.
Specyficzny polski motyw: nasze pielgrzymki są w przeważającej części maryjne.
Maryjność w pewnym momencie w ogóle zaczęła przeważać w polskiej religijności ludowej. Socjologowie lubią powoływać się na cytat ze Stefana Czarnowskiego, wybitnego badacza z czasów międzywojnia, który pisał, że Matka Boska to najgorliwiej czczona postać. Bo to piękna, dobra i łaskawa Panienka, która wstawia się za swoimi czcicielami u Syna, tak – jak według pańszczyźnianego chłopa – winna się za nim wstawiać śliczna i dobra panienka ze dworu.
Ten cytat oddaje kwintesencję problemu. Pan Bóg, groźny, starotestamentowy, którego imienia nie wolno wypowiadać, wydaje się odległy i nieprzyjazny. Chrystus oddał za nas życie, nacierpiał się, nie wypada go nudzić przyziemnymi sprawami, jak żniwa, chore bydło czy zawalona stodoła. A Matka Boska, ze względu na swoje prerogatywy kobiece i macierzyńskie, nadaje się do tego idealnie.
Jasnogórski szczyt pielgrzymkowy przypada na 15 sierpnia, czyli święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Tak to brzmi w oficjalnej kościelnej nomenklaturze. Inaczej Matki Boskiej Zielnej, czyli patronki ziemi i roślinności. Czy to jakiś ślad wierzeń przedchrześcijańskich?
Naturalnie. Chrześcijaństwo, a potem katolicyzm anektowały elementy kultów wcześniejszych. Stary Testament zapożyczono z judaizmu, a obrzędowość w dużej mierze od pogan. Połowa sierpnia to czas żniw. Składano ofiary i modlono się o dostatek, dziękowano za dobre zbiory. A potem tę rolę przejął ksiądz, który chodził po polach z monstrancją czy obrazem. W Polsce święto Matki Boskiej Zielnej często jest połączone z dożynkami i święceniem plonów. Tego dnia w symbolicznej formie polnych bukietów.
Już nie jesteśmy społeczeństwem wiejskim, powoli stajemy się wielkomiejskim, a polska religijność nadal jest ludowa?
Bo nasze wielkie aglomeracje to nadal ludność świeżo napływowa. Nawet pokolenie urodzone już w mieście jest wychowane przez rodziców czy dziadków, którzy migrowali ze wsi. Z badań wynika, że także pielgrzymki na Jasną Górę to kwestia rodzinnej tradycji. Ten proces przekazywania tradycji wciąż działa. Co prawda coraz słabiej, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim wygaśnie. A dodatkowo Kościół stara się tę ludową religijność konserwować, bo jest prostsza „w obsłudze” od na przykład katolicyzmu otwartego, myślącego, refleksyjnego. O nim hierarchowie mówią z rosnącą niechęcią. Mówi się, że watykańskie młyny mielą powoli. Ale młyny polskiego Kościoła mielą jeszcze wolniej; nie przepracowały dotąd II Soboru Watykańskiego.
Czy w Europie tradycja pielgrzymowania zaczęła wygasać?
Niezupełnie. Do Lourdes nadal ciągną tłumy. Miejsca pielgrzymek mają swoją specyfikę. Jedne są pokutne, inne błagalne, a Lourdes uchodzi za cudowne miejsce uzdrowieńcze. Renesans przeżywa Santiago de Compostela. Media bardzo spopularyzowały to miejsce i pielgrzymowanie do grobu św. Jakuba apostoła.
Ale to jest inna pielgrzymka, indywidualna. Na Jasną Górę idzie liczna grupa, wspólnota.
Jeśli chodzi o Jasną Górę, tak było od samego początku. Z jednej strony może się tak przejawiać chęć bycia razem, uczestniczenia we wspólnocie. Ale przede wszystkim są to pielgrzymki organizowane odgórnie. Robią to parafie, diecezje. Są także wspólnoty pielgrzymkowe skupione tylko wokół tego przedsięwzięcia. Zawsze jest inicjator, który ludzi zwołuje. Początkowo, w XVIII w., pielgrzymowały małe grupy, kilkudziesięcioosobowe. Potem to rosło, pączkowało, aż stało się zjawiskiem masowym. Z badań wynika, że ludzie, którzy raz wzięli udział w pielgrzymce, idą po raz kolejny. Czytałam o panu, który na Jasnej Górze był 64 razy. Można powiedzieć, że jego życie jest jedną wielką pielgrzymką.
Na świecie klasyczne pielgrzymki wypiera turystyka religijna, do znanych miejsc kultu. W Polsce też staje się coraz bardziej popularna. Ale w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę ciągle obecny jest archetyp homo viator, człowieka wędrowca i drogi jako metafory życia.
Pielgrzymki związane są z religią od samego początku. Kult musi gdzieś się odbywać, wobec kogoś lub czegoś. Kiedyś były to święte góry, święte rzeki. Od zawsze pielgrzymowano do świętych miejsc, by wkroczyć do sfery sacrum odciętej od profanum. Chrześcijanie zaczęli pielgrzymować od II w. n.e. najpierw do Palestyny, miejsc związanych z Jezusem, zwłaszcza do Jerozolimy. Potem do grobów apostołów i męczenników w Rzymie. Ale pielgrzymowanie dotyczy wszystkich religii: judaizmu, islamu, buddyzmu, prawosławia. Wszystkie religie mają swoje miejsca święte.
Jest grupa młodzieży, która traktuje jasnogórską pielgrzymkę jako rytuał wakacyjny, ucieczkę od małomiasteczkowej nudy i beznadziei.
Katolickie media bardzo się oburzają, gdy padają takie stwierdzenia. Twierdzą, że nawet jeżeli taka motywacja leżała u podłoża, to potem pod wpływem wspólnoty pojawiają się elementy emocji religijnej. Może lepiej byłoby powiedzieć duchowej. Ci ludzie, którzy wyruszają z pobudek niereligijnych, niezwiązani na co dzień mocno z Kościołem, mogą odnaleźć w sobie jakieś nieznane wcześniej doznania duchowe, docierają do pokładów, z których nie zdawali sobie sprawy. Podporządkowanie kościelnym formom kultu może u nich przyjść z czasem, ale niekoniecznie.
Może pielgrzymka to przejaw tęsknoty młodych za Kościołem, który jest żywy, bliski. Gdzie zamiast biskupa, który wygłasza polityczne kazania, jest ksiądz tak samo zmęczony jak oni, z takimi samymi pęcherzami na stopach.
Tak też może być. Ale może chodzić o poszukiwanie, bez względu na księdza, własnej drogi do Boga różnie definiowanego. Socjologia oddziela takie terminy jak religijność i duchowość. Religijność ma wymiar kultowy, kościelny. Zawiera zgodę na wszystko, co Kościół do wierzenia podaje i w jakiej formie ma się to przejawiać. Wymaga religijnych praktyk, uczestnictwa w liturgii, posłuszeństwa wobec Kościoła jako instytucji. A duchowość to wykraczanie poza to, co tu i teraz. Pośrednicy nie są do tego potrzebni. Każdy znajduje własną drogę do Boga, indywidualną z nim relację.
Gdy czyta się pielgrzymkowe relacje młodych ludzi, niespecjalnie związanych z instytucjonalnym Kościołem, to mowa tam także o poszukiwaniu relacji z własnym wnętrzem, ale też z własnym ciałem.
Tak, bo mimo rytualizmu i zewnętrznie manifestowanej religijności pielgrzymka to rodzaj cielesnej mantry. Idzie się powolnym, jednostajnym rytmem. Powtarza się te same pieśni, modlitwy, koronki, różańce. Wszystko dzieje się w ustalonym porządku. Ten rytm musi w człowieku rezonować.
Pielgrzymki na Jasną Górę mają jeszcze inną specyfikę; wymiar patriotyczno-polityczny. Tego w innych krajach nie ma.
Pielgrzymowanie do Częstochowy zaczęło się od intencji zakończenia epidemii dżumy, ale bardzo szybko nabrało patriotycznego wymiaru. Od 1711 r., gdy wyruszyła pierwsza pielgrzymka warszawska, modlono się tu także o zachowanie polskości. Po rozbiorach naród bez państwa przeniósł tu duchową stolicę.
Dziś państwo jest, a motywy patriotyczne nie zniknęły.
Bo to państwo nie wszystkim się podoba. Dlatego częstochowskie pielgrzymki mają nadal aspekt polityczny. Weźmy choćby tegoroczną homilię abp. Stanisława Gądeckiego z okazji 3 Maja. Tam wyraźnie było słychać tęsknotę za innym państwem, wyznaniowym, a nie świeckim. Takim, o jakim mowa w Konstytucji 3 maja, z dominacją katolicyzmu jako religii państwowej.
Razi panią profesor ołtarzyk smoleński obok Czarnej Madonny?
Tak, bo tworzenie jakichś tematycznych ołtarzyków przy ołtarzu głównym pomniejsza jego znaczenie; deprecjonuje ważność. Wygląda to tak, jakby przybywało osób boskich, i sprawia wrażenie dość dziwacznego politeizmu.
Polskie pielgrzymki mają jeszcze jeden aspekt, gdzie indziej niespotykany: konformizm. Pielgrzymki na Jasną Górę organizowane są przez zakłady pracy. Idą pielgrzymki branżowe: wojsko, policja, lekarze, nauczyciele. Utarło się, że pątników wspierają instytucje i samorządy. Idą na to pieniądze z miejskiej kasy.
To jest nasz polski wynalazek, podobnie jak pielgrzymki branżowe. Pierwsza w historii była pielgrzymka lekarzy w 1920 r. Był to jednocześnie inteligencki wyjątek, bo z prowadzonych w latach 30. badań wynikało, że w pielgrzymce szli głównie chłopi i robotnicy. Dziś bardzo popularne są pielgrzymki zawodowe i tematyczne: paralotniarzy, motocyklistów, hodowców rybek akwariowych. Taka moda. Posłowie też pielgrzymują.
Czy tu się nie pojawia element społecznego przymusu? Policjanci z jednej z komend miejskich opowiadali mi, że ich szef – bardzo religijny, a właściwie bardzo zaprzyjaźniony z proboszczem – od udziału w pielgrzymce uzależniał awanse. Porównywali to do obowiązkowej obecności na pochodzie pierwszomajowym.
Jak się jest w jakiejś organizacji i organizacja podejmuje jedynie słuszną decyzję, trzeba się podporządkować albo odejść. Grupowy konformizm działa tu tak, jak w przypadku szkolnej katechezy. Ale dam przykład odgórnie organizowanego udziału w pielgrzymce, który jest bardzo pozytywny. Więźniowie wyznaczeni do opieki nad pielgrzymami niepełnosprawnymi. To jest dla nich fantastyczna forma resocjalizacji. Podejmują wysiłek, ale też biorą odpowiedzialność za innego człowieka. Druga strona medalu to pielgrzymki organizowane przez komercyjne firmy, żeby wcisnąć starszym ludziom jakieś garnki czy kołdry.
Mamy fenomen socjologiczny nieporównywalny do niczego na świecie, a pielgrzymki są przez polskich badaczy traktowane trochę po macoszemu. Dlaczego?
Bo to są bardzo trudne badania. Najłatwiej oczywiście o statystyki, np. ile osób rocznie idzie w pielgrzymce na Jasną Górę? Czy ta liczba rośnie czy spada? Przy czym dane pochodzą od paulinów, czyli można powiedzieć strony zainteresowanej. Badania jakościowe to bardziej złożona sprawa. W latach 60. nieżyjący już prof. Edward Ciupak wybrał się na jasnogórską pielgrzymkę ze swoimi studentami, ale potem nikt tego nie powtórzył. Inna rzecz, że pielgrzymi to środowisko, które bardzo niechętnie współpracuje. Miałam studentkę, która chciała robić badania podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja i – mimo że w tej grupie była jej matka – niewiele z tego wyszło. Mało osób chciało wypełniać ankiety, odmawiano jej rozmowy.
Przed wojną na pielgrzymkę poszedł młody Władysław Reymont, wysłany przez jedną z redakcji. Opisał swoje wrażenia, a na ich podstawie Ludwik Krzywicki stworzył teorię socjologiczną mówiącą właśnie o wspólnotowości i ludowości polskiego katolicyzmu. Świeccy badacze, tacy jak Krzywicki czy Czarnowski, patrzyli na pielgrzymki trochę jak na egzotyczny, archaiczny fenomen, całkowicie zewnętrzny wobec świata ich, inteligentów. Współcześni pątnicy, dzielący się w internecie swoimi przeżyciami, dość szybko kończą relację stwierdzeniem: żeby to zrozumieć, to trzeba samemu pójść i przeżyć, bo słowami tego opisać się nie da.
rozmawiała Joanna Podgórska
Prof. zw. dr hab. Maria Libiszowska-Żółtkowska jest socjologiem w Instytucie Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego, kierownikiem Zakładu Socjologii Zmian Społecznych. Zajmuje się społecznymi aspektami religii, charakterem religijności Polaków, zjawiskiem konwersji i nowych ruchów religijnych. Autorka książek: „Postawy inteligencji wobec religii”, „Wiara uczonych. Esej socjologiczny mocno osadzony w empirii”, „Nowe ruchy religijne w zwierciadle socjologii”.