Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Stan wyjątkowy. Propaganda zaciera drugą stronę medalu

Funkcjonariusze w Usnarzu Górnym Funkcjonariusze w Usnarzu Górnym Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Stan wyjątkowy jest przede wszystkim po to, aby mieć narzędzia do rozgrywki tzw. dobrej zmiany z opozycją. Skoro Mariusz Kamiński przekonuje, że „my tu nie prowadzimy żadnej polityki”, trzeba przyjąć, że jest akurat odwrotnie.

Poprzedni felieton „Co jest za tym drutem?” kończył się zapowiedzią: „Propaganda ze strony tzw. dobrej zmiany związana z wydarzeniami na granicy polsko-białoruskiej będzie tematem kolejnego felietonu”. Słowa te napisałem przed rozporządzeniem prezydenta o stanie wyjątkowym 2 września i zatwierdzonym przez Sejm cztery dni później. Debata, łącznie z sejmową, o sytuacji w rejonie przygranicznym nie przyniosła w zasadzie nic nowego. Rządowi oficjele nadal rozprawiają o rosnącym zagrożeniu z powodu możliwego napływu migrantów przez granicę i manewrów Zapad-21, co zostało dodatkowo podgrzane przerzuceniem 4 tys. polskich żołnierzy na wschód.

Stan wyjątkowy. Pic czy zagrożenie?

Autorem tytułowego aforyzmu jest osoba o pseudonimie „wdech”. Sentencja wprawdzie pochodzi sprzed sześciu lat i nie wiadomo, czego dotyczyła (niewykluczone, że ówczesnych migrantów), ale jest wyjątkowo trafna w kontekście tego, co dzieje się w Usnarzu Górnym, zwłaszcza że siły mające naruszyć święte terytorium polskie wzmocniły się o dwie osoby – jedni (spod znaku zdradzieckich mord) utrzymują, że to kobiety, a inni (powiedzmy: inspirowani przez TVP(Dez)Info i p. Wąsika), że to mężczyźni, być może „młodzi, w wieku poborowym, silni”.

Ponadto funkcjonariusze Straży Granicznej informują o słyszanych wybuchach za granicą i dostarczaniu koczującym migrantom „towaru” (w tym jedzenia i picia).

Reklama