JOANNA CIEŚLA: Jak rozmawiać z dziećmi o wydarzeniach w Ukrainie?
URSZULA SAJEWICZ-RADTKE: Komunikaty trzeba oczywiście dopasować do wieku, wrażliwości i poziomu intelektualnego dziecka, a także tego, ile informacji jest w stanie przyjąć. W każdym przypadku pierwszy etap paradoksalnie powinien polegać na tym, żeby osoba dorosła zajęła się sobą – podobnie jak to jest w samolocie, gdy spada ciśnienie i wypadają maski: najpierw należy nałożyć ją sobie, potem dziecku. W sytuacji, w której jesteśmy, trzeba zacząć od „wyrównania” własnych emocji. Tylko osoba, która wie, co się dzieje z jej emocjami, jest w stanie pomóc dziecku, zaopiekować się jego lękiem, zagubieniem, niepewnością.
Jedno konkretne źródło informacji
Co „wyrównanie emocji” znaczy w przypadku osoby, która nie ma dużego doświadczenia w technikach relaksacyjnych, nie praktykuje medytacji itd.?
Podstawowa kwestia to selekcja informacji. Trzeba wyłączyć streaming zdjęć i nagrań pokazujących tragedię w Ukrainie. Wiem, że to może brzmi dziwnie, bo z drugiej strony naturalne wydaje się nasłuchiwanie doniesień i pozornie najlepiej, żeby non stop leciały w tle.
No właśnie, zdobywanie wiedzy wzmaga przecież poczucie kontroli.
I tak, i nie. Na pewno to nie znaczy, że trzeba chwytać każdy niesprawdzony przekaz. Trzeba wiedzieć rzeczy ważne i wiarygodne: gdzie toczą się działania wojenne, jak daleko to jest od naszych granic i miejsca zamieszkania, czy ta sytuacja bezpośrednio uderza w moją społeczność i moje bezpieczeństwo,