Lekarze z Ukrainy mogą leczyć polskich pacjentów, nawet jeśli nie znają polskiego. Pozwala na to uchwalona niedawno specustawa. Szpitale i przychodnie borykające się z brakiem personelu już ogłaszają nabory. Ale Naczelna Rada Lekarska ostrzega lekarzy z Ukrainy i szefów zatrudniających ich podmiotów, że wykonywanie zawodu bez znajomości języka jest po prostu niebezpieczne. – Może spowodować błędy lekarskie – mówi jej prezes prof. Andrzeja Matyja.
A minister Ziobro szykuje właśnie projekt nowelizacji kodeksu karnego przewidujący zaostrzenie kar za nieumyślne spowodowanie śmierci. Z tego paragrafu odpowiadają lekarze oskarżeni o błąd medyczny i jeżeli propozycja przejdzie, grozić im będzie do ośmiu lat więzienia.
Samorząd lekarski może jednak tylko ostrzegać i apelować. I organizować kursy językowe – co zresztą już robi. Na lekcje polskiego zapisało się 50 lekarzy z Ukrainy, a na lekcje ukraińskiego ponad 200 polskich medyków.
Najpierw płatny staż, potem praca?
Nowe rozwiązania legislacyjne praktycznie pozbawiły rady lekarskie wpływu na dopuszczanie obywateli ukraińskich do pracy w zawodzie. W przypadku gdy Okręgowa Rada Lekarska odmówi lub nie przyzna lekarzowi z Ukrainy prawa wykonywania pracy w terminie siedmiu dni od otrzymania pozytywnej decyzji MZ, to i tak może on praktykować i jest uznawany za lekarza do czasu prawomocnego zakończenia postępowania.
– Minister nie zaprosił samorządu lekarskiego do współpracy przy opracowaniu tej części projektu specustawy, która dotyczy ochrony zdrowia – mówi prof. Matyja. Zapewnia, że środowisko nie chce blokować kolegom z Ukrainy możliwości pracy w zawodzie. – Ale to trzeba robić rozważnie. Najpierw muszą się nauczyć języka, prawa medycznego, poznać działanie systemu ochrony zdrowia. Według mnie powinni odbywać coś w rodzaju płatnego stażu.
– Nie wyobrażam sobie, żeby medycy pracowali bez potwierdzenia kwalifikacji i bez znajomości języka polskiego – mówi dr Tomasz Karauda, który kończy właśnie specjalizację z pulmonologii. – Najrozsądniej byłoby, gdyby przez pewien czas pracowali pod nadzorem, podobnie jak to jest z rezydentami, którymi w trakcie specjalizacji opiekuje się lekarz specjalista. Można na początku wykorzystać ich w kontaktach z uchodźcami, którymi się zajmują.
Bezpieczeństwo pacjentów jest najważniejsze
O takich rozwiązaniach nie ma mowy w specustawie ani nie wspominają o nich podmioty lecznicze, które już oferują ukraińskim medykom miejsca pracy. W departamencie rozwoju kadr medycznych w resorcie zdrowia informują, że polscy lekarze mają obejmować nadzorem kolegów z Ukrainy. Na pytanie, jak mają to zrobić, skoro ukraiński lekarz nie ma nostryfikowanego dyplomu i nie mówi o polsku, nie dostaliśmy odpowiedzi.
Od 24 lutego do Ministerstwa Zdrowia wpłynęło sto wniosków od lekarzy i lekarzy dentystów z Ukrainy o możliwość pracy w polskich placówkach medycznych na tzw. uproszczonych zasadach. 33 z nich już rozpatrzono pozytywnie. Znacznie mniej – zaledwie 34 wnioski – złożyły ukraińskie pielęgniarki i położne. Na razie prawo pracy w zawodzie dostało 14.
Ograniczone prawo pracy w zawodzie medycy dostali od ministra na mocy specustawy. Pytanie, czy potwierdzą to izby lekarskie. Warszawska będzie wymagała zdania testu z języka polskiego, żeby zagłosować „za”. Prawdopodobnie takie samo stanowisko zajmą inne samorządy.
– Bezpieczeństwo pacjentów jest najważniejsze – mówi dr Karauda. – Zobowiązują nas do tego przysięga Hipokratesa i konstytucja.
Oferty pracy dla medyków z Ukrainy
Jeżeli izby nie potwierdzą zgody ministra, to lekarz z Ukrainy nie otrzyma numeru PWZ nadawanego przez Izbę. A to oznacza, że nie wystawi ani recepty, ani zwolnienia. Jeśli wykona jakąś procedurę, nie będzie można jej rozliczyć w NFZ. Pielęgniarki mogą odmawiać wykonania zleceń takiego lekarza.
Mimo to ofert pracy dla medyków z Ukrainy jest coraz więcej. Na Pomorzu na zatrudnienie w 13 placówkach marszałkowskich może liczyć 133 lekarzy oraz 267 pielęgniarek i położnych. Jedna tylko spółka Copernicus chciałaby zatrudnić 36 osób. Anestezjologów, internistów, specjalistów medycyny ratunkowej i rodzinnej, psychiatrów, neurologów, specjalistę mikrobiologii lekarskiej, do tego 60 pielęgniarek (np. operacyjnych) i dwóch sanitariuszy. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Korczaka w Słupsku chce zatrudnić 30 lekarzy, 50 pielęgniarek i 30 ratowników medycznych. Spółka Szpitale Pomorskie – 29 lekarzy, 80 pielęgniarek i 10 opiekunów medycznych. W innych regionach podobnie. Personelu szukają Poznański Ośrodek Specjalistycznych Usług Medycznych, Wielospecjalistyczny Szpital Miejski im. J. Strusia w Poznaniu, Szpital Uniwersytecki w Krakowie, Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej.
– Nasz szpital pewnie też by chętnie zatrudnił, ale to są pojedyncze osoby – mówi prof. Matyja. – I nie będzie ich więcej. Lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni, także kobiety, podlegają obowiązkowi mobilizacji. A z naszej strony byłoby nieetycznie namawiać ich do przyjazdu do Polski, kiedy tam na miejscu muszą nieść pomoc.
Jeżeli zatem resort zdrowia miał nadzieję, że ukraińscy lekarze i pielęgniarki uzdrowią polski system ochrony zdrowia, to wygląda na to, że się przeliczył.