Na Mokotowie przy ulicy Różanej (choć adres oficjalny lokaliku to Kazimierzowska 43) od kwartału funkcjonuje francuskie bistro. Pod szyldem ŻuŻu mieści się maciupeńki lokalik - wewnątrz zaledwie pięć stolików i szósty pełen zabawek oraz książeczek dla dzieci. Na ulicy pod parasolami jeszcze dwa dodatkowe stoły.
Ściany ozdobione bardzo ładnymi obrazkami Moniki Garley, a główne miejsce za ladą ozdabia piękny witraż wg wzoru Tamary Łempickiej. Młoda załoga - sympatyczna, troskliwa i fachowa.
Karta dań dość rozbudowana (zważywszy zwłaszcza na małą liczbę gości mogących naraz zasiąść do posiłku) kusi włoskimi makaronami, francuskimi zupami, jagnięciną, rybami, krewetkami i doskonałymi (próbowaliśmy obficie) deserami. A do deserów wyśmienite espresso!
Najpierw wyjaśnienie: do czego służy stolik pełen książeczek i zabawek? Oczywiście do zabawiania dzieci, by ich opiekunowie spokojnie mogli pałaszować pasty i inne smakowitości. Co jakiś czas w ŻuŻu mają też miejsce spotkania organizowane dla maluchów, które nie tylko jedzą, ale i uczą się smaków.
W dni „bezdzietne" lokal na ogół jest zatłoczony (co nie dziwota, bo mały i smaczny). Korzystają z niego najczęściej okoliczni mieszkańcy, ale są i tacy, którzy przyjeżdżają z dalszych dzielnic, by zjeść specjalności młodego szefa kuchni. I my zaczęliśmy od pasty ŻuŻu, czyli wielkiej porcji tagliatelli z liśćmi szpinaku i krewetkami w różowym sosie z nutką soku ze świeżej cytryny (25 zł). Już po pierwszym daniu wiedzieliśmy, że warto było tu przyjechać.
Ślimaki po prowansalsku - pieczone w maśle czosnkowym w białym winie z żółtym serem i pomidorami (22 zł) - przypomniały nam odległe w czasie wakacje pod Niceą. Spróbowaliśmy też ratatouille (30 zł) - to starofrancuskie danie z duszonych bakłażanów, cukinii, papryki i pomidorów w doskonałej prowansalskiej oliwie. Ponieważ zamówiliśmy tylko jedną porcję tego przysmaku i jedliśmy go we dwóch, to mocno poparzyliśmy usta. Łykaliśmy bowiem ratatouille pośpiesznie, uważając, by ten drugi nie zjadł więcej.
Były oczywiście i zupy: krem z soczewicy ze śmietaną (13 zł) i - jak to przystało w upały - gazpacho (14 zł). Krem z soczewicy bardzo delikatny, ale wielkie wrażenie zrobiło na nas gazpacho. Nie był to bowiem tradycyjny chłodnik z pomidorów z dodatkiem drobno posiekanych ogórków i maciupeńkich grzanek z czosnkiem, lecz bardzo zimny, acz pikantny krem z wielu gatunków warzyw. Czy to duże odstępstwo od hiszpańskiej tradycji - mniejsza z tym. Ważne, że było pyszne i dawało przyjemne uczucie chłodu.
Na deser podzieliliśmy się jabłkową tartą z lodami i bitą śmietaną (22 zł). Wspaniała. Zwłaszcza tarta, bo smak śmietany i lodów poznał tylko jeden z nas. Dla drugiego - zabrakło. Na koniec, czyli w odwrotnym szyku niż porządek jedzenia, zostawiliśmy ocenę przekąsek. Wątróbki z sałatą - wyśmienite. Zwłaszcza ich słodki sos. A szparagi? Nareszcie znaleźliśmy coś, do czego możemy się przyczepić. Wybierając szparagi, nie warto starać się, by wszystkie były jednakowej grubości (czy raczej w tym przypadku chudości). Im szparag grubszy, tym lepszy. A na dodatek szparagi białe należy obrać z dość zdrewniałej skórki. W ŻuŻu o tym zapomniano. Ale i tak wpadniemy tam niejeden raz!