Policja wyjaśnia, że ma prawo kontrolować cudzoziemców spoza UE, jeśli podejrzewa, że mają coś na sumieniu. Trzeba powiedzieć, że czeska obywatelka od początku zachowywała się tak, jakby coś na sumieniu miała, bo gdyby nie miała, toby się tak nie zachowywała (zresztą nie oszukujmy się, doskonale wiemy, jacy są Czesi). Tłumaczenie, że jako obywatelka kraju UE nie podlega kontroli, wydaje się chybione o tyle, że funkcjonariusze zostali przez nią wyrzuceni, zanim w ogóle zdążyli zapytać, z jakiego kraju Czeszka pochodzi. Póki co, nikt nie ma wypisanego obywatelstwa na czole, chociaż trzeba przyznać, że rozwiązanie takie uprościłoby wiele spraw.
Swoje trzy grosze w tej sprawie musiała jak zwykle wtrącić szukająca dziury w całym Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jej przedstawiciel upiera się, że skoro ktoś nie jest podejrzany o popełnienie przestępstwa, to nie może być kontrolowany w ten sposób, że nachodzi się go w domu i zadaje różne pytania. Zaskakuje brak elementarnej logiki w tym rozumowaniu, bo przecież wszyscy wiemy, że takie kontrole są właśnie po to, żeby ustalić, kto i o co jest podejrzany.