Co takiego stało się z tą częścią elektoratu, że trzeba go dziś odzyskiwać? Otóż, jak twierdzą niektórzy cytowani przez gazetę „Dziennik” posłowie tej partii, elektorat ten do pewnego momentu dzielnie wspierał PiS, w końcu jednak uciekł w popłochu, gdyż nie wytrzymał występujących w mediach posłów Karskiego, Suskiego, Gosiewskiego i Jurgiela.
O tym, jak trudno wytrzymać telewizyjne występy posłów Karskiego, Suskiego, Gosiewskiego i Jurgiela, wie każdy posiadacz odbiornika. O ich sile masowego rażenia świadczy nie tylko to, że w telewizyjnym czy radiowym studiu potrafią mówić strasznie dużo i wciąż to samo, nie dając sobie przerwać („bo ja panu nie przerywałem”), a nawet nie tylko to, że po zmianie kanału mówią nadal, tylko że w innym programie, lecz również to, iż niejednokrotnie słyszy się ich uporczywie również po zupełnym wyłączeniu aparatu z kontaktu (jak to możliwe, nie wie ani Urząd Komunikacji Elektronicznej, ani Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, chociaż lekarze uspokajają, że medycyna zna takie przypadki).
Nie wiadomo, jak doszło do tego, że posłowie Karski, Suski, Gosiewski i Jurgiel przez ostatnie dwa lata bezkarnie występowali na różnych antenach, skutecznie odstraszając nawet najtwardszy elektorat własnej partii. Wewnątrz PiS trwa ustalanie, kto i w jakim celu ich tam skierował i dlaczego w pewnym momencie – nie mogąc ich z telewizyjnych i radiowych studiów usunąć – nie zaczęto ich zagłuszać, chociaż, jak dzisiaj wiemy, techniczne możliwości były.
Na szczęście, zdaniem „Dziennika”, napięta sytuacja medialna wewnątrz PiS normuje się i obecnie decyzje o tym, kto może występować w telewizji, a kto nie, będą podejmować władze partii po konsultacji z profesjonalną agencją marketingową. Telewidzów już straszy się, że rekomendacje partii do występowania w mediach mają mieć przede wszystkim posłowie: Brudziński, Girzyński, Hofman i Kamiński, którzy są młodzi i dysponują sporym potencjałem.