Polską drużynę wyprowadził na boisko Kamil Grosicki, który na Stadionie Śląskim w 95. występie pożegnał się z reprezentacją. Przez pół godziny na boisku pokazał, że nie ustępuje młodszym kolegom.
Gra nie porywała
Tuż przed stworzeniem pożegnalnego szpaleru Polska wyszła na prowadzenie po strzale Matty’ego Casha. Jednak gra Polaków od początku nie porywała kibiców. Niby mieliśmy przewagę, ale dużo z niej nie wynikało.
Po przerwie trener Michał Probierz zaczął wprowadzać zmiany, ale nie wpłynęły one na podwyższenie poziomu gry. Kilka razy Nicola Zalewski zakręcił obrońcami gości, potwierdził też lepszą dyspozycję Jakub Moder. Jednak ani oni, ani ich koledzy nie tworzyli większego zagrożenia pod mołdawską bramką.
Za to napastnik gości niespodziewanie znalazł się przed polskim bramkarzem, tyle że nie umiał sobie poradzić z piłką. Później Mołdawianie mieli jeszcze jedną okazję. Z kolei Jakub Kamiński nie umiał skutecznie kopnąć prostej piłki do bramki. I gdy już się wydawało, że skończy skromniutkim 1:0, poprawił wynik ten, na którego raczej nie liczymy w ofensywie – Bartosz Slisz strzelił nie do obrony. Dobre i to.
Mołdawia chętnie przyjeżdża do Polski nawet na towarzyskie potyczki, bo ma dobre wspomnienia. Największy sukces w historii drużyny klasyfikowanej w końcu drugiej setki rankingu FIFA to zwycięstwo nad naszą kadrą w eliminacjach do niedawnych ostatnich mistrzostw Europy. To wówczas podopieczni niesławnego Fernando Santosa dokonali sztuki nie lada. W Kiszyniowie prowadzili już 2:0, ale dali sobie wbić trzy gole. Do dziś kibicom rośnie ciśnienie, gdy wspominają ten wstyd.
Podziękowania dla Grosika
Mecz z Mołdawią wzbudzałby bardzo umiarkowane zainteresowanie rodzimych kibiców, gdyby nie Kamil Grosicki i… Robert Lewandowski. Ten pierwszy dlatego, że zagra, a ten drugi dlatego, że w ogóle miało go nie być w Chorzowie. Według oficjalnego komunikatu napastnik Barcelony podjął z naszym selekcjonerem wspólną decyzję o nieobecności z powodu zmęczenia sezonem. Sparring z Mołdawią to jedno, ale niemal jednogłośnie został skrytykowany za odpuszczanie meczu o punkty z Finlandią. No i pożegnanie „Grosika”. Przecież przez lata mówiło się o ich bliskim koleżeństwie.
Przez długie lata Grosicki uwijał się na skrzydle i wypatrywał Lewandowskiego w polu karnym. A teraz w takim dniu nie mieliby się spotkać?
Okazało się jednak, że nasz, jak to się kiedyś mówiło, internacjonał wpadł na chwilę na Śląsk prywatnym samolotem, żeby uściskać kolegę.
Grosicki 17 lat temu debiutował w kadrze Leo Beenhakkera (ten to miał oko do talentów!). Za dwa dni kończy 37 lat, a jako skrzydłowy nie może tylko „mądrze stać” na boisku. Może nie jest fenomenem fizjologicznym, ale geny odpowiednie ma. I do tego świetnie się prowadzi, chociaż kilkanaście lat temu nikt by nie uwierzył w taką opinię. Bo jego bogaty futbolowy i pozafutbolowy życiorys jest tzw. gotowym tworzywem na filmowy scenariusz. Grosicki miał swoje demony.
Zasłużony piłkarz zbierał ostatnio mnóstwo okolicznościowych pochwał, wśród których wyróżnia się to, co powiedział Adam Nawałka. Były trener kadry stwierdził, że Grosicki nie powinien się żegnać z kadrą, bo jest w świetnej formie, którą pokazuje w Pogoni.
Kamilowi Grosickiemu dziękujemy i czekamy na mecz o punkty z Finlandią już we wtorek, 10 czerwca.