Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Czy Bruksela znajdzie sposób na polski podatek od reklam?

Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová Riccardo Pareggiani / Unia Europejska
Komisja Europejska poległa przy próbach zahamowania nękania niezależnych mediów na Węgrzech. A i teraz, w polskim kontekście, zadanie wydaje się ciężkie.

Polski podatek od reklam niemal na pewno stanie się tematem debat i rezolucji Parlamentu Europejskiego (prawnie niewiążących), raportów Komisji Europejskiej o stanie praworządności i mediów, a jeśli wejdzie w życie, to także dyskusji Rady UE w ramach postępowania z art. 7. To wszystko sprowadza się do miękkich działań polegających na perswazji czy zawstydzaniu, które słabo się sprawdziły w kontekście niszczenia sądownictwa. Bruksela ma siłę jako regulator i w postępowaniach przeciwnaruszeniowych, których finałem mogą być skargi do TSUE, ten zaś może nakładać olbrzymie kary.

Czytaj też: Dziennikarzom na Węgrzech został tylko internet

Szkopuł w tym, że w ustroju UE podatki (również te zakamuflowane np. pod nazwą „składek”) są zasadniczo uprawnieniem poszczególnych krajów. A unijne instytucje mogą interweniować tylko w bardzo ograniczonym zakresie – głównie w przypadku stwierdzenia zaburzeń uczciwej konkurencji, gdy kształt systemu podatkowego (czy „składkowego”) promuje część przedsiębiorstw, co można uznać za niedozwoloną pomoc publiczną. Komisja Europejska sięgnęła po to narzędzie w 2016 r. wobec Węgier, nakazując rządowi Viktora Orbána wycofanie się z podatku od reklam nazywanemu tam „podatkiem RTL”, bo najwyższa stawka 50 proc. była skrojona tak, by objąć tylko znienawidzoną przez władzę stację telewizyjną RTL Klub.

Reklama