Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Czy Biden właśnie poddał Ukrainę? Niebezpieczna gra na alibi

Władimir Putin i Joe Biden, szczyt USA–Rosja w Genewie. 16 czerwca 2021 r. Władimir Putin i Joe Biden, szczyt USA–Rosja w Genewie. 16 czerwca 2021 r. POOL / Reuters / Forum
Po długim tajemniczym milczeniu Joe Biden zabrał głos na temat agresywnej postawy Rosji wobec Ukrainy i stale rosnącej koncentracji wojsk wokół jej granic. Jego stanowisko jest zdumiewające i bardzo niebezpieczne.

W Rosji Biden traktowany jest jako prezydent słaby, co uważane jest wśród kremlowskich technologów politycznych za okazję do działania. Bardzo możliwe, że właśnie dostali potwierdzenie.

Czytaj też: Rosja „traci cierpliwość”. Z Putinem trzeba ostrzej

Więcej żołnierzy w Polsce i Rumunii. I już?

Prezydent USA pytany o to, czy Putin zaatakuje ponownie Ukrainę, powiedział na konferencji prasowej, że „pewnie będzie musiał coś zrobić. Moje przypuszczenia są takie, że wkroczy do akcji”. Co gorsza, zakomunikował światu, a przede wszystkim samemu Putinowi, że nie ma jedności wśród członków NATO na temat tego, jak ostre powinny być sankcje. Jedyną odpowiedzią sojuszu, którą zagroził Rosji, było zwiększenie liczby żołnierzy w Polsce i Rumunii. Bliżej nieokreślone. Dlaczego to jest niebezpieczne?

Taka reakcja NATO jak na skalę zbrodni, której chce dopuścić się Putin, jest rozczarowująco nieadekwatna, bo czysto symboliczna. Jeśli będzie w Polsce więcej żołnierzy o 5 tys., to kogo to ma przestraszyć? To gra na alibi. Trzeba coś zrobić, żeby zachować moralną cnotę, to się dośle trochę żołnierzy. Biden nie powiedział nawet, że będzie to stała obecność (teraz jest rotacyjna). Jak takie działanie ma cokolwiek zmienić?

Reklama