Telefon zadzwonił wcześnie rano.
– Dzień dobry panu.
– Dzień dobry, dzień dobry, panie Aleksandrze.
– Nie obudziłem? Na Łuck właśnie spadły dwie rakiety. Jedna w okolicy lotniska, druga w okolicy wieży telewizyjnej. Dzwonię, żeby pan to wiedział.
– Dziękuję.
– Wie pan, jest wcześnie, ale zadzwoniłem, bo chciałem coś zrobić – tłumaczył się Aleksander.
Przeciwnikiem Putina jest Zachód
Próbowałem sobie wyobrazić bezradność, jaka dopada człowieka, kiedy na głowę spadają mu pociski. Pierwsza myśl: że trzeba natychmiast gdzieś lecieć. Pędzić! Druga – że nie ma dokąd. W trzecim ruchu chwyta się za telefon: – Chodzi o to, że on się nie zatrzyma. Musicie w to w końcu uwierzyć – Aleksander wyrzucał z siebie słowa.
Pomyślałem, że próbujemy w to uwierzyć od lat, z marnym skutkiem.
Włączyłem sobie przemówienie Putina. Byłem zaskoczony, że Ukraina zajęła w nim tak mało miejsca. Zmierzyłem dokładnie – rozpętanie wojny objaśnił na 20 993 znakach ze spacjami. Tym, których napadł, oddał z tego ledwie jedną trzecią. Mówił głównie o Stanach Zjednoczonych, NATO i Zachodzie. „Hegemon”, „imperium kłamstwa”, „machina wojenna przybliżająca się do naszych granic”, „chamskie dążenie do celów”.
Putin wcale nie ukrywał, że to wojna prewencyjna.