Rozpętana przez Rosję agresja wywoła integrację Europy wokół filaru jej bezpieczeństwa, czyli NATO. Na wschodnich granicach kontynentu może wyrosnąć nowa żelazna kurtyna. Ale nie wyznaczy już podziału ideologicznego, tylko kordon wokół agresora.
Czytaj też: Putin to notoryczny kłamca. Maskirowka Rosję zgubi
Amerykanie silni w Europie
To może nieco przypominać zimną wojnę z drugiej połowy XX w., choć z ogromną różnicą na niekorzyść „wschodniego bloku”. Rosja, w przeciwieństwie do ZSRR, nie będzie otoczona pierścieniem państw satelickich, rządzonych przez podzielające jej ideologię partie. Jako sojusznik zostanie jej w Europie tylko formalnie niepodległa Białoruś, wspierać będzie pewnie jeszcze Serbia, pozostająca pod jej wpływem część Bośni i Hercegowiny oraz nieuznawane prawie przez nikogo na świecie parapaństewka na wschodnim obrzeżu Ukrainy (o ile nie wchłonie ich całkowicie w wyniku porozumienia kończącego wojnę).
Radykalnie zmniejszy się sfera neutralności, w której Rosja mogła szukać jeśli nie przychylności, to chociaż dialogu. Pod wrażeniem niepohamowanej agresji i nieracjonalnego okrucieństwa nawet najbardziej przekonane do zasad pokojowego współistnienia narody wolą się przede wszystkim zabezpieczyć i uzbroić. Moskwa utraci również większość „zysków”, jakie przyniosła jej dywidenda czasu pokoju z końca XX w. – w postaci redukcji sił militarnych państw zachodnioeuropejskich i mniejszej amerykańskiej obecności wojskowej na Starym Kontynencie. W kilka miesięcy przestał istnieć europejski ład bezpieczeństwa wykuwany przez wielkie mocarstwa od Jałty i Poczdamu do konferencji w Helsinkach w 1975 r.