Pauzę operacyjną rosyjskie dowództwo ogłosiło 7 lipca. Taka przerwa jest zawsze wymuszona i związana z tym, że wojska tracą zdolność ofensywną. Trzeba je zregenerować – uzupełnić ludzi i sprzęt, naprawić uzbrojenie i pojazdy, doprowadzając je do stanu używalności siłami własnych pododdziałów remontowych, dać żołnierzom odpocząć. Pauza jest bardzo niebezpieczna, bo stwarza szansę przejęcia inicjatywy przez przeciwnika, który może nacierać na różnych kierunkach, zmuszając drugą stronę do reakcji. Dlatego zostawia się siły, które są w stanie wywierać presję i prowadzić ataki tam, gdzie własne wojska nie wymagają aż takiego uzupełnienia.
A jak to wygląda u Rosjan? Tradycyjnym instrumentem do wywierania presji na całym froncie jest artyleria, która jak gdyby nigdy nic prowadzi ogień, trochę na oślep. Ostrzeliwane są osiedla, wsie i miasteczka, gdzie mogą stacjonować ukraińskie wojska, a przy okazji ofiarą pada wielu cywilów. Rosja niespecjalnie się tym oczywiście przejmuje.
Czytaj też: Walka z Rosją będzie długa i ciężka. Kluczowe są rezerwy
W szaleństwie Rosjan jest metoda?
Wczoraj rosyjskie wojska przeprowadziły kolejny atak na Bohorodyczne po wschodniej stronie drogi Izium–Słowiańsk, znów bez sukcesu. W czasie rozwijania ataku ukraiński dron wykrył rosyjską kolumnę, do której otworzono celny ogień po południowo-zachodniej stronie wsi. Zniszczono pięć czołgów, czyli połowę kompanii. Na tym polega różnica obu artylerii. Gdy ukraińska otwiera ogień, to do konkretnych celów, rosyjska tłucze na oślep, za to z niesamowitą intensywnością. Wbrew pozorom i w tym szaleństwie jest metoda, przeciwnikowi też zadaje się straty.