Starcie o „IRA”. Tak ciężkiego konfliktu handlowego UE z USA nie było od czasu Trumpa
Spór o przyjęty w sierpniu amerykański Inflation Reduction Act („IRA”), który oznacza 369 mld dol. subsydiów w zielone technologie, to najcięższy konflikt handlowy między UE i USA od czasów prezydentury Donalda Trumpa. Zdaniem Komisji Europejskiej ustawa, która ma wejść w życie w styczniu 2023 r., oznacza złamanie reguł Światowej Organizacji Handlu (WTO), a nierzetelne praktyki dotacyjne to bezpośrednie zagrożenie dla unijnej gospodarki.
Czytaj też: Noga z gazu! Europa szykuje się na kryzys. Wspólny rynek iskrzy
Jakie części do samochodów elektrycznych
Program amerykańskich subsydiów, jak tłumaczy wiceszef Komisji Europejskiej Valdis Dombrovski, „dyskryminuje unijny przemysł motoryzacyjny, branżę odnawialnych źródeł energii, akumulatorów i przemysł elementów energochłonnych”. Najczęściej przywoływanym w Brukseli przykładem jest przewidziana ulga podatkowa w wysokości 7,5 tys. dol. na zakup samochodów elektrycznych, która przysługiwałaby wyłącznie na zakup aut w znacznym stopniu wykonanych z części wyprodukowanych w USA. A także, choć ten element „IRA” jest nieprecyzyjny, najlepiej tam zmontowanych.
Wielkie protekcjonistyczne dotacje w USA, połączone z o wiele niższymi cenami energii, dadzą Amerykanom dużą przewagę konkurencyjną, dlatego na alarm bije unijny przemysł. Bruksela wskazała pięć zapisów w „IRA”, które uznaje za protekcjonizm sprzeczny z regułami WTO, z drugiej strony Unia – choć taka droga pozostaje formalnie otwarta – na razie nie zamierza przenosić konfliktu na poziom arbitrażu Światowej Organizacji Handlu. Dlaczego?
Na rozstrzygnięcie WTO, które potencjalnie pozwoliłoby podjąć środki równoważące nieuczciwe praktyki Amerykanów (poprzez ograniczenie im dostępu do rynku UE), trzeba by czekać co najmniej rok. A ponadto tak zaostrzony spór skaziłby relacje transatlantyckie, których jedność jest priorytetem zwłaszcza w czasie wojny w Ukrainie.
Czytaj też: Czy Putin wyhamuje auta na niemieckich drogach?
„Buy European”?
Doraźną reakcją na „IRA” były sugestie kanclerza Niemiec Olafa Scholza, by konflikt rozwiązać w ramach odświeżonych negocjacji szerokiej umowy handlowo-inwestycyjnej TTIP, którą Trump wsadził głęboko do waszyngtońskiej zamrażarki. Pomysł Niemca był jednak z góry skazany na fiasko, bo teraz także Demokraci boją się dużych umów handlowych, w których zwykli Amerykanie – słusznie czy niesłusznie – upatrują zagrożenia dla swoich miejsc pracy. Joe Biden absolutnie nie zamierza odkręcać decyzji Trumpa w kwestii TTIP.
Natomiast prezydent Francji Emmanuel Macron sugeruje, by Unia odpowiedziała na „IRA” własnym programem wielkich dotacji preferujących przemysł europejski. „Europa nie może być jedynym miejscem na świecie, które nie ma prawa »Buy European«, i jedynym, gdzie system pomocy publicznej dla przemysłu działa, jakby nie było zewnętrznej konkurencji” – powiedział niedawno.
Jego pomysły nadal uchodzą jednak za herezję wśród wielu unijnych wolnorynkowców. Ponadto sugestie Francji w sprawie nowego programu wspierającego wspólnymi funduszami przemysł rozbijają się o brak zgody na ewentualną powtórkę z postpandemicznego Funduszu Odbudowy. „Wyścigi na dotacje bywają kosztowne i nieefektywne” – przekonywał komisarz Dombrovskis w ostatni piątek po posiedzeniu zajmujących się handlem międzynarodowym ministrów z 27 krajów UE. Zaś niemiecki minister finansów Christian Lindner niedawno tłumaczył, że „nie zapobiegniemy przenoszeniu się europejskich firm do USA, konkurując na dotacje, ale tworząc naprawdę doskonałe warunki dla inwestycji”.
Unia realizuje już swój Fundusz Odbudowy o łącznej wartości 800 mld euro, który wymaga od każdego państwa przeznaczenia co najmniej 37 proc. wydatków na naprawę gospodarczą na inwestycje i reformy związane z klimatem. Ponadto UE przeznacza środki na projekty ekologiczne w ramach polityki spójności i w planie energetycznym RepowerEU (jego celem jest przyspieszenie odchodzenia od paliw kopalnych). I jak się wydaje, to na razie musi naszemu przemysłowi wystarczyć. A zatem Brukseli pozostają tylko żmudne negocjacje z Amerykanami.
Czytaj też: Jesteśmy u progu międzynarodowej wojny handlowej
Starcie o „IRA” a pomoc dla Ukrainy
Kongres USA przyjął „IRA” bardzo małą większością (w Senacie przeważył głos wiceprezydent Kamali Harris), więc zmiany w tekście tej ustawy są mało prawdopodobne. Jednak władze USA przed końcem roku powinny opracować przepisy wykonawcze, w których mają pewną swobodę manewru. Zresztą w samym Kongresie podniosły się postulaty odroczenia niektórych dotacyjnych reguł dla samochodów elektrycznych, bo Amerykanie na razie potrzebują części spoza USA.
Teraz Unia przede wszystkim chce uzyskać od Ameryki te same preferencyjne warunki, które Waszyngton rozciągnął na Kanadę i Meksyk – jeśli chodzi o auta elektryczne. Bruksela i Waszyngton zawiązały 20 października „grupę zadaniową” w sprawie „IRA”, a – jak powiedział Dombrovskis – ważnym etapem powinno być zaplanowane na 5 grudnia posiedzenie amerykańsko-unijnego zespołu ds. handlu i technologii.
Do sporu o „IRA” dochodzą ciche tarcia o skalę pomocy dla Ukrainy, bo spora część Europejczyków – przy niekwestionowanej przewadze USA w pomocy militarnej – źle znosi narzekania Amerykanów, że Unia nie nadąża za wyzwaniami również w kwestii pomocy niewojskowej. Amerykańska dyplomacja bardzo wyraźnie komunikuje, że pomoc finansowo-gospodarcza musi pozostać domeną UE. Bruksela tymczasem przekonuje, że już tak się dzieje, bo bezpośrednie wsparcie z Brukseli i państw Unii, w połączeniu m.in. z pełnym zniesieniem ceł i pomocą dla uchodźców, przewyższa niewojskową pomoc Waszyngtonu dla Ukraińców. Tak zapewne będzie również z kosztami odbudowy Ukrainy.
Konflikt o „IRA” skłonił niektórych publicystów do prognoz o wręcz załamującej się jedności transatlantyckiej, co jednak w Brukseli uchodzi za bardzo grubą przesadę. Choć jeśli rokowania z USA nie przyniosą zadowalających rezultatów, Unię zapewne czeka gorący wewnętrzny spór o pomysły Macrona, czy w reakcji na protekcjonizm USA (i oczywiście Chin) nie odpowiedzieć poluzowaniem antyprotekcjonistycznej ortodoksji UE.