Świat

Wojenni denialiści. Kto, jak i dlaczego kłamie w sprawie zbrodni Rosji w Ukrainie

Internetowe kłamstwa na temat wojny propaguje amerykańska skrajna prawica, a stoi za nimi Kreml. Na zdjęciu Władimir Putin podczas koncertu na Łużnikach, 22 lutego 2023 r. Internetowe kłamstwa na temat wojny propaguje amerykańska skrajna prawica, a stoi za nimi Kreml. Na zdjęciu Władimir Putin podczas koncertu na Łużnikach, 22 lutego 2023 r. AA / ABACA / Abaca Press / Forum
W mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej materiałów świadczących rzekomo o tym, że wojny na ukraińskim froncie nie ma. Kłamstwa propaguje amerykańska skrajna prawica, ale stoi za nimi Kreml.

Kompilację takich materiałów opublikowała niedawno brytyjska stacja BBC. To m.in. zdjęcia budynków mieszkalnych w Kijowie podpisanych bieżącymi datami – bloki wyglądają na nietknięte, co rzekomo dowodzi, że wojna to sztuczka propagandowa. Do tego dochodzą komentarze domniemanych „byłych pracowników telewizji kablowych”, którzy narzekają na brak materiałów z linii frontu. Za całą manipulację odpowiada niby Joe Biden do spółki z Wołodymyrem Zełenskim. Ten drugi ma nawet sobowtóra, który jeździ po świecie i szerzy kłamliwy przekaz. Administracja prezydenta USA tylko mu w tym pomaga, biorąc udział w teatralnym przedstawieniu, by demonizować Rosję, defraudować pieniądze przeznaczane na zbrojenie Ukrainy oraz, po prostu, ogłupiać wyborców.

Wszystkie te zarzuty oczywiście łatwo zbić. Domniemanym sobowtórem Zełenskiego okazał się Maksym Donets, szef jego ochrony, i to od 2019 r. Do zdjęć daty można dokleić bez problemu, a zdarzenia z frontu i rosyjskie zbrodnie są dobrze udokumentowane. Ale całej sprawy lepiej nie lekceważyć, bo jest oznaką większego problemu – Rosja w sieci wciąż skutecznie wykorzystuje słabości Zachodu.

Czytaj też: Obrotni bracia z Izraela. Majstrowali przy wyborach na świecie

Ukraina potrzebuje cyberwojsk

Jak informuje BBC, ogniskiem zapalnym denialistycznych wpisów jest Twitter, który pod panowaniem Elona Muska znacznie rozluźnił politykę monitorowania fałszywych kont i kłamliwych treści. Sam Musk niejednokrotnie posługiwał się kremlowską narracją, choć w jego przypadku wynikało to raczej z narcyzmu, nieodpowiedzialności i zwykłej głupoty niż agenturalnych związków z Moskwą. Paradygmat „radykalnej wolności słowa” wykorzystują na Twitterze jednak też inni. W pierwszych miesiącach wojny ofensywa Rosjan w cyberprzestrzeni – zarówno w kwestii dezinformacji, jak i działań hakerskich – była często opisywana. Wydawało się, że Zachód z Ukrainą mają świadomość zdolności Kremla w tej sferze. Kijów, jak informował magazyn „Foreign Policy”, tak bardzo obawiał się cyberataków, że na początku wojny ekipa Zełenskiego apelowała na forach hakerskich o dołączanie do ukraińskich cyberwojsk na ochotnika. Odzew był znaczący, w kilka miesięcy zgłosiło się ok. 400 tys. osób.

Przygotowany niedawno przez Google raport wskazuje, że ataki w internecie miały duże znaczenie w rosyjskiej strategii od samego początku wojny. Dokument obejmuje m.in. analizę aktywności Internet Research Agency, słynnej petersburskiej organizacji propagandowej działającej na zlecenie Kremla, zaangażowanej w amerykańską kampanię prezydencką w 2016 r. Zdaniem Google′a finansowana przez twórcę Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna instytucja prawie przestała się zajmować propagandą na użytek krajowy, a koncentruje się niemal wyłącznie na tematach ukraińskich. Jednocześnie w groteskowy niekiedy sposób zachwala samych wagnerowców. Badania Google’a i Uniwersytetu Stanforda zidentyfikowały szereg internetowych mediów, które przy okazji opisywania rządu w Kijowie jako nazistów kreują wagnerowców na supernowoczesną, elitarną formację, która – uwaga – spokojnie pokona NATO na polu walki. Ciekawa teza, skoro wagnerowców jest w najlepszym wypadku 50–60 tys., a personel wojskowy Sojuszu przekracza 3 mln osób. Ambicji rosyjskiej propagandzie odmówić nie można.

Raport amerykańskiego Centrum Badań Wywiadowczych i Strategicznych (CIIS) zawiera zgoła inne wnioski. Według niego zarówno cyberataki, jak i propaganda są „przereklamowane” i nieskuteczne, najwyżej uzupełniają działania konwencjonalne. Większość wojennych denialistów publikuje z kont związanych z amerykańską alt-prawicą, środowiskiem tyleż podatnym na rosyjskie wpływy, co nienawidzącym Bidena i Demokratów. Gdyby udało im się dotrzeć z przekazem do większej liczby odbiorców, mogliby tworzyć pokaźną siłę w elektoracie Republikanów, z czasem wywierając presję na kongresmenów, by wstrzymać czy ograniczyć dostawy broni dla Ukrainy. A szerzej – naciskać na proces pokojowy w myśl popularnej zwłaszcza na Globalnym Południu narracji, że wojna jest po prostu zderzeniem dwóch imperializmów, przy czym amerykański jest gorszy, bo ma więcej krwi na rękach.

Czytaj też: Twitterowe boty do politycznej roboty

Rosja nie składa broni

Dla Kijowa taki obrót spraw byłby niekorzystny. A nie jest wcale nierealny, bo jak wynika z ustaleń analityków Atlantic Council, którzy monitorują rosyjską dezinformację od wybuchu wojny, Kreml zintensyfikował swoje działania zwłaszcza w Afryce i Ameryce Łacińskiej. W tym pierwszym przypadku ma to związek po części z promowaniem wagnerowców, aktywnych w 26 krajach na tym kontynencie (jak w ubiegłym roku ustaliły redakcje „Washington Post” i „Wall Street Journal”). W drugim – m.in. z faktu, że nadająca po hiszpańsku Russia Today nigdy, inaczej niż w Europie, nie została zablokowana. Zasięgi RT w Ameryce Południowej i Centralnej rosną w szalonym tempie. Atlantic Council pisze, że w obliczu coraz bardziej restrykcyjnej polityki Mety wobec trolli na Facebooku (w ubiegłym roku Facebook usunął ponad 3 tys. takich kont) Rosjanie przerzucili się na inne platformy, głównie na TikToka. Sami mają często związane ręce, więc używają pośredników: Chin, ruchów skrajnie prawicowych w krajach Europy Zachodniej i USA, grup antykolonialnych i antyimperialistycznych na Globalnym Południu.

Rosja nie złożyła więc broni w internecie, nawet jeśli na froncie zdaje się przegrywać. Na cyberwojnę trzeba spojrzeć szerzej, globalnie – na tej płaszczyźnie może rozstrzygnąć się przyszłość konfliktu. A Rosjanie wciąż dobrze sobie tutaj radzą.

Czytaj też: Słudzy jednej prawdy. Czym nas dziś mamią spece od propagandy

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną