Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

20 lat od wojny w Iraku. Ameryka spłaca długi?

George W. Bush i Aleksander Kwaśniewski w maju 2003 r. w Warszawie George W. Bush i Aleksander Kwaśniewski w maju 2003 r. w Warszawie Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Ta głupia, okrutna i rozpoczęta z fałszywych powodów oraz zakończona setkami tysięcy ofiar wojna określiła charakter pierwszych dekad XXI w. Ale po dwóch dekadach może mieć jakieś pozytywne skutki – dla nas.

Wojna w Iraku osłabiła Amerykę i podzieliła Zachód, a Rosji i Chinom dała legitymację do ich własnych agresji i łamania norm międzynarodowych. Zrujnowała system Narodów Zjednoczonych, oparty na uznaniu suwerenności. Skompromitowała ideę interwencji humanitarnej z lat 90. ubiegłego wieku w imię obrony prześladowanych mniejszości. Na Bliskim Wschodzie wojna wywindowała pozycję teokratycznych władz Iranu i wywołała rewolucje Arabskiej Wiosny, które zamieniły się w serię brutalnych kontrrewolucji prowadzonych przez nowych, cynicznych władców. Terroryzm dżihadystyczny, z powodu którego rzekomo została rozpoczęta, rozkwitł na ponad dekadę i przeniósł się z ulic Bagdadu do Paryża i Londynu. Nie ma takiego kryzysu XXI w., na czele z prezydenturą Trumpa i jej konsekwencjami, których źródeł nie można by znaleźć w decyzji George W. Busha o inwazji 20 marca 2003 r. na Irak rządzony przez Saddama Husajna.

Większość relacji z okresu przygotowań do wojny w administracji Busha wskazuje na szczególny stan zbiorowej psychozy, z braku lepszego słowa, jako wyjaśnienie jej powodów. Psychozy mającej co prawda patriotyczne powody – jak ustrzec Amerykę przed zamachami, ale jednak będącej efektem stanu głębokiego zaprzeczenia i wyparcia rzeczywistości. Bush, wiceprezydent Dick Cheney, sekretarz obrony Donald Rumsfeld i jego zastępca Paul Wolfowitz żyli w przekonaniu, że za chwilę w Ameryce powtórzy się zamach z 11 września 2001 r. Każdą wywiadowczą informację dostarczoną przez szefa CIA George Teneta traktowali jako poszlakę o przygotowaniach do ataku.

Reklama