Reguła ta oznacza, że wszelkie decyzje dotyczące handlu zagranicznego (czyli z państwami spoza UE) powinny być podejmowane na poziomie unijnym, w ramach głosowań Rady UE lub komitetów wspierających Komisję Europejską. Tymczasem podobne działania, jakie podjęły Warszawa i Budapeszt, już sygnalizują Słowacy i Bułgarzy.
Wieś się burzy: „Wykończą chłopa!”. Czy rolnicy pozostaną wierni PiS?
Embargo na zboże z Ukrainy. Bruksela na razie czeka
Bruksela od weekendu powtarza, że jednostronne decyzje ws. zagranicznego handlu są „niedopuszczalne”, a jednocześnie ta sama KE odmawia jasnej i publicznej odpowiedzi na pytanie, czy Polska łamie prawo. „Unia Europejska i jej państwa członkowskie, w tym Polska i kraje graniczące z Ukrainą, robią wszystko, by jej pomóc. Nie jest naszym celem przysparzanie trudności ludności w UE. Nie chodzi więc o nakładanie sankcji, lecz o znalezienie rozwiązań w oparciu o prawo Unii oraz w interesie zarówno Ukraińców, jak i Unii Europejskiej” – mówił dziś rzecznik KE Eric Mamer.
Bruksela ma narzędzia dyscyplinujące (w tym kary finansowe), żeby bronić swoich uprawnień w dziedzinie handlu. Na razie raczej nie zamierza skorzystać z tego arsenału. Jak wynika z moich rozmów, głównym powodem dość miękkiej linii wobec Warszawy (i Budapesztu) jest niechęć eskalowania konfliktu, który mógłby pokazać brak jedności w trudnym wojennym czasie.