Świat

Orbán i Fico w piaskownicy Tuska. Czy Grupę Wyszehradzką można reanimować?

Konferencja premierów Grupy Wyszehradzkiej w Pradze, 27 lutego 2024 r. Konferencja premierów Grupy Wyszehradzkiej w Pradze, 27 lutego 2024 r. Tomas Tkacik / Zuma Press / Forum
Przed szczytem liderzy budowali napięcie, sugerując, że w wyniku braku porozumienia mogą ogłosić koniec formatu. W efekcie wspólny protokół rozbieżności dodał V4 blasku i wigoru.

Wtorkowa konferencja premierów państw Grupy Wyszehradzkiej (V4) trwała godzinę i choć każdy z nich zabrał głos w tej samej sprawie, to nudno nie było. Można by ją sprowadzić do protokołu rozbieżności, stąd oczekiwane do ostatniego momentu ogłoszenie końca formatu. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Miecz nad V4 wisi co prawda w powietrzu, ale współpraca została podtrzymana.

Czytaj też: Euro może uratować unijną przyszłość Polski i regionu

Można było skończyć z V4

Podczas trwającej czeskiej prezydencji V4 – Polska przejmie tę roczną rolę 1 lipca – wielu praskich intelektualistów, m.in. Jiři Pehe, nawoływało premiera Fialę do porzucenia idei szczytu akurat teraz. Premierzy Słowacji Robert Fico i Węgier Viktor Orbán w otwarty sposób nawołują bowiem do poddania się woli Władimira Putina i zaprowadzenia pokoju na jego warunkach. Czesi tymczasem organizują zbiórkę 800 tys. sztuk amunicji i jednoznacznie stają w obronie Ukrainy.

Gdyby tylko Donald Tusk tego chciał, Czesi zamknęliby format V4 – to zapewne była najlepsza okazja. Na szczeblu politycznym zapadła jednak decyzja, by go utrzymać, przede wszystkim właśnie ze względu na faktyczną koordynację różnego typu pomocy dla Ukrainy. Rządy V4 zdają też sobie sprawę z konsekwencji integracji europejskiej, która zbliża je do siebie.

Obywatele cenią Wyszehrad

Poza argumentami politycznymi stoją za tym fakty. W ostatnim okresowym badaniu opinii publicznej V4, prowadzonym od wielu lat przez Instytut Spraw Publicznych IVO z Bratysławy, 76 proc. Węgrów, 68 proc. Słowaków, 58 proc. Czechów i (tylko) 52 proc. Polaków wyraziło się pozytywnie o przynależności do V4. Co więcej, tylko w Polsce członkostwo w NATO, ONZ i UE są oceniane lepiej, u sąsiadów zawsze na pierwszym miejscu jest V4.

Badanie zrealizowano pod koniec pandemii, w 2021 r., i wiele się odtąd zmieniło, ale i przedtem trend był jednoznacznie wznoszący. To pokazuje, jak silnym instrumentem oddziaływania (byle nie manipulacji) dysponujemy w tych wyszehradzkich relacjach. I tym bardziej uderzające, jak z tego instrumentu zrezygnowaliśmy na rzecz Budapesztu.

Czytaj też: Orbán potępia wojnę i dalej wspiera Rosję

Rozwija się współpraca gospodarcza

Ogłoszenie końca V4 przeczyłoby także realiom współpracy gospodarczej, która się rozwija – wymiana handlowa z każdym rokiem rośnie, powstają grupy i inwestycje o charakterze regionalnym, prowadzone przez rodzimych kapitalistów. Jest więc dobrze, a może być jeszcze lepiej.

Mierząc roczną wartością PKB, Polska dwukrotnie przewyższa Czechy, ale w przeliczeniu na mieszkańca nasz południowy sąsiad jest wciąż daleko przed nami, nad Wełtawą poziom życia jest wyższy. Polska pod względem produktywności przeliczonej na liczbę mieszkańców ledwie przewyższa najsłabsze gospodarczo Węgry. Gdyby jednak liczyć potencjał rządów opcji prorosyjskiej w V4 (Węgry plus Słowacja), to ich waga łącznie jest mniejsza niż potencjał gospodarczy Czech.

Czytaj też: Będzie Lot wyszehradzki?

(Niektórzy) politycy w piaskownicy

O tych dwóch wymiarach – fundamentalnych z punktu widzenia naszych relacji – premierzy nawet się nie zająknęli podczas konferencji, żeby skupić całą uwagę na sobie i politycznej wadze współpracy. Licytację chciał wygrać Viktor Orbán, dowodząc, że to jego 52. szczyt czwórki, i myśląc już zapewne o tym, że setny ma w zasięgu ręki. Robert Fico od razu przypomniał, że pod względem stażu w V4 jest drugi po premierze Węgier. Wyglądało to na wojnę w piaskownicy Donalda Tuska, byłego przewodniczącego Rady Europejskiej, która gromadzi wszystkich premierów Unii.

Politycy rzeczywiście nie mogli narzekać na brak zainteresowania mediów, licznie obecnych na konferencji prasowej. I to mimo że w tym roku V4 nie zaprosiło na spotkanie lidera spoza czwórki (w przeszłości przyjeżdżali premierzy Wielkiej Brytanii, Japonii czy Niemiec). Jak wyjaśniał premier Czech Peter Fiala, zdecydowali się na to, bo mieli zbyt wiele do omówienia. „Grupa V4 spolaryzowała się pod wpływem agresji Rosji. Ale warto się spotykać”, dodał Fiala.

Lubimy się coraz bardziej

Fiala ma rację, szczególnie w sytuacji, gdy Czech i Polak stoją ramię w ramię, a o to w poprzednich latach było trudno. Relacje te mają nie tylko wymiar pozytywnych uczuć narodowych: Czesi Polaków lubią coraz bardziej – już 61 proc. respondentów udziela takiej odpowiedzi. I choć do Słowaków (81 proc.) i Austriaków (71 proc.) wciąż nam daleko, to lokujemy się wyżej niż Francja, Niemcy i 20 pkt proc. dalej niż Węgrzy.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że V4 powołano do rozwiązywania problemów w sąsiedzkich relacjach. Węgierskie rewizjonistyczne poglądy budzą często zdecydowane odpowiedzi Bratysławy, która nie pozwala używać podwójnych paszportów obywatelom Słowacji ze względu na liczną mniejszość węgierską. Relacje pod parasolem szerszego prozachodniego formatu temperują napięcia, co miało być jednym z celów tego formatu.

Grupa Wyszehradzka była bowiem przedszkolem albo, jak kto woli, treningiem przed członkostwem w UE. Tak jak trzy państwa Beneluksu, Grupa Nordycka i swoista grupa założycielska – francusko-niemiecka – V4 tworzy jedno ze złożonych ogniw pokojowej integracji na kontynencie. To wybitnie europejski format, a Unia nadaje takim zgrupowaniom sens.

Czytaj też: Czechy. Demokracja jako produkt ze znikającymi klientami

Wspólne interesy w Unii

Poparcie dla wspólnego kandydata na komisarzy UE ds. energii i potencjalne stanowisko komisarza ds. przemysłu obronnego będzie zapewne formułowane w koordynacji w tej grupie. Stanowiska w przyszłej KE rozdzielane są nie tylko z klucza partyjnego, ale też do tej pory w podziale na każde państwo członkowskie. Państwa środkowoeuropejskie od dawna dbały o to, by w sumie zakres portfolio wszystkich komisarzy odzwierciedlał strategiczne interesy regionu.

A do puli wspólnych interesów należą, jak deklarował premier Fiala, polityka rozwoju energii atomowej, pomoc Ukrainie (w zależności od państwa wojskowa lub tylko humanitarna), ochrona granic zewnętrznych Unii i migracje, potępienie dla łamania prawa międzynarodowego oraz – co niemal oczywiste – rozbudowa infrastruktury drogowej i energetycznej. To całkiem pokaźna lista wspólnych, choć nie w pełni ujednoliconych interesów.

Polityka nie znosi próżni

Przed szczytem liderzy budowali napięcie, sugerując, że w wyniku braku porozumienia mogą ogłosić koniec formatu. W efekcie wspólny protokół rozbieżności dodał V4 blasku i wigoru. W Europie Środkowej jest ciekawie, choć niektórzy by pewnie woleli, żeby te ciekawe czasy należały już do słusznie minionych.

Tusk podczas konferencji wspomniał literaturę Bohumila Hrabala czy Vaclava Havla, odwołując się do humanistycznych podstaw współpracy wyszehradzkiej i zwykłej przyzwoitości. Przywoływał też wspomnienia młodego Orbána, który przeganiał Sowietów precz na wiecu w 1989 r. Z kolei Węgier w duchu humanizmu twierdził, że w sprawie Ukrainy chodzi mu o ocalenie istnień ludzkich, choć pachniało to czasami socjalistycznej propagandy pokoju spod znaku Armii Czerwonej. Trzeba mu chyba zadedykować lekko przerobione powiedzenie księdza Józefa Tischnera, że premierzy mijają, a Wyszehrad trwa.

Czytaj też: Orbán straszy. Segregacja ras i czarne wizje przyszłości

Współpraca V4 będzie trwała, ale i będzie się rozwijać w ramach Unii Europejskiej i w duchu pierwszej deklaracji z 1991 r., której liberalne i prozachodnie hasła dziś nie przeszłyby przez gardła Orbána, Fico czy przedstawicieli byłego rządu z PiS. Polska powinna umiejętnie z tego formatu korzystać, szanując jego potencjał w strukturach UE i współpracę na rzecz rozszerzenia o kolejnych sąsiadów. Należy też pamiętać, że polityka nie lubi próżni. Gdy my oddajemy pole, chętnie zajmuje je konkurencja, niekoniecznie lepsza. Warto więc zmieniać V4, bo fundamenty mamy silne.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną