Wtorkowa konferencja premierów państw Grupy Wyszehradzkiej (V4) trwała godzinę i choć każdy z nich zabrał głos w tej samej sprawie, to nudno nie było. Można by ją sprowadzić do protokołu rozbieżności, stąd oczekiwane do ostatniego momentu ogłoszenie końca formatu. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Miecz nad V4 wisi co prawda w powietrzu, ale współpraca została podtrzymana.
Czytaj też: Euro może uratować unijną przyszłość Polski i regionu
Można było skończyć z V4
Podczas trwającej czeskiej prezydencji V4 – Polska przejmie tę roczną rolę 1 lipca – wielu praskich intelektualistów, m.in. Jiři Pehe, nawoływało premiera Fialę do porzucenia idei szczytu akurat teraz. Premierzy Słowacji Robert Fico i Węgier Viktor Orbán w otwarty sposób nawołują bowiem do poddania się woli Władimira Putina i zaprowadzenia pokoju na jego warunkach. Czesi tymczasem organizują zbiórkę 800 tys. sztuk amunicji i jednoznacznie stają w obronie Ukrainy.
Gdyby tylko Donald Tusk tego chciał, Czesi zamknęliby format V4 – to zapewne była najlepsza okazja. Na szczeblu politycznym zapadła jednak decyzja, by go utrzymać, przede wszystkim właśnie ze względu na faktyczną koordynację różnego typu pomocy dla Ukrainy. Rządy V4 zdają też sobie sprawę z konsekwencji integracji europejskiej, która zbliża je do siebie.