Strzał w Pacyfik: Chiny włożyły palec w oko USA i Rosji. Dlaczego rykoszet trafi i w nas?
Chiny właśnie postanowiły pokazać, kto tu rządzi. Tu – znaczy na północnym Pacyfiku. Niewidziana od dekad próba rakietowa pocisku międzykontynentalnego, zdolnego sięgnąć terytorium USA i sporej części świata, jest zuchwałą demonstracją ambicji, roli, zdolności i determinacji Pekinu. Następuje tuż po nieudanym rosyjskim teście podobnego pocisku i w czasie, gdy w Nowym Jorku na „szczycie” ONZ światowi przywódcy zastanawiali się, jak uniknąć globalnej katastrofy: klimatycznej, migracyjnej, epidemicznej czy wojennej.
Chiny zdecydowały się właśnie w tym momencie zaznaczyć swoją potęgę militarną, budzącą rosnące zaniepokojenie na „kolektywnym Zachodzie”, ale równocześnie gromadzącą rosnące grono kibiców na niechętnym Zachodowi „Globalnym Południu”. To pierwszy taki akt od niemal pół wieku.
Czytaj też: Chiny chcą mediować między Rosją i Ukrainą. To nowy etap wojny, stawka jest olbrzymia
„China, China, China”
Chiński pocisk przeleciał pół Pacyfiku. Słowo „przeleciał” ma oczywiście umowne znaczenie, bo jak każda rakieta balistyczna w zasadzie nie „leci”, a jest wystrzeliwany „w kosmos”, niemal pionowo do góry, i niemal pionowo spada, spędzając większość czasu poza ziemską atmosferą i wpływem sił aerodynamicznych. To balistyka ekstremalna, ale dość dokładnie policzalna. Trajektoria takiego pocisku daje się po wykryciu szybko ocenić, w ciągu kilkunastu sekund wiadomo, gdzie uderzy głowica – chyba że sama potrafi manewrować i wtedy mnoży dylematy.