Trzy lata wojny. Ukraina zaskoczona odwróceniem sojuszy. Trump mówi językiem Putina, Zełenski trwa
W trzecią rocznicę napaści na Ukrainę z siedziby ONZ dotarły informacje o odmowie podpisania przez Stany Zjednoczone projektu rezolucji Zgromadzenia Ogólnego. Projekt, przygotowany przez Ukrainę i jej europejskich sojuszników, potępia rosyjską agresję. Amerykanie są też przeciwni takiemu sformułowaniu w dokumencie rocznicowym Grupy G-7.
Nasz świat niespodziewanie znalazł się na zakręcie. Prezydent Trump mówi językiem rosyjskiej propagandy. Padają obelżywe słowa o liderze Ukrainy, Zełenskim. Postawa Donalda Trumpa uświadomiła Europie, że oto kończy się dotychczasowy typ relacji euroatlantyckich, a wizja polityki zagranicznej Trumpa różni się od tej obowiązującej przez lata.
Putin wyłożył karty
Choć z pozoru nieporównywalne, można zestawić nastroje z tamtego poranka, 24 lutego 2022 r., i te dzisiejsze, trzy lata później. Był szok i niedowierzanie. Że wojna. Że rosyjskie rakiety spadają na Kijów, na ukraińskie miasta, rosyjskie czołgi przekroczyły granice. A Putin mówi o faszystach, banderowcach, od których Rosja będzie teraz wyzwalać Ukrainę.
Putin rozpętał prawdziwą, gorącą wojnę, choć nazwał ją „specjalną operacją wojskową”. Ale przecież wojny miało nigdy nie być. Tym hasłem wykarmiono kilka powojennych pokoleń. Łopotało na transparentach. A słynny „Gołąbek pokoju”, rysunek Pabla Picassa z 1948 r., radośnie temu patronował.
Na straży pokoju w wolnej Polsce stało NATO, w jego objęciach, pod amerykańskim parasolem, nic już nam nie groziło. I Unia Europejska; przecież zapewniła najdłuższy okres bez wojny na naszym kontynencie.
A wojna przyszła, mieliśmy ją za progiem. Wciąż jednak trwało przekonanie, że Władimir Putin nie odważy się zaatakować kraju NATO. Jesteśmy silni. Jednak konieczność wspierania Ukrainy bezwzględnie obnażyła, że z tą siłą nie jest dobrze. Że Europa samobójczo pozbawiła się możliwości obrony, licząc, że zadziała słynny art. 5 NATO, Klauzula o wzajemnej pomocy. Europa wydawała za mało, zaniedbała inwestycje, brakuje jej pocisków, zwłaszcza tych 155 mm, skutecznego systemu obrony przeciwlotniczej, czołgów i dział, których Rosja w słynnej bitwie pod Kurskiem miała ponad 8 tys., a dziś w całej Europie pewnie by się nie wyskrobało nawet połowy. Brakuje samolotów bojowych. O dronach, szlagierze tej wojny, prawie się Europie nie śniło. Ukraina tymczasem potrzebowała każdego dnia tysięcy takich urządzeń. Polscy dziennikarze przeprowadzili skuteczną zbiórkę na jeden egzemplarz drona, tureckiej produkcji. Zimny prysznic.
W istocie nie mamy zbytnio czym podzielić się z Ukrainą, nie odsłaniając przy tym własnego podbrzusza. My, Europejczycy, przesiedzieliśmy z założonymi rękami postzimnowojenny czas.
Putin wyłożył karty. Ukraina miała zniknąć. Rosja zamierzała pozbawić niepodległości suwerenny kraj. Choć i suwerenność Ukrainy, i nienaruszalność jej granic Moskwa – nie tak znów dawno – gwarantowała w memorandum z Budapesztu. Teraz Putin chciał usunąć prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, jego legalną władzę wciąż kwestionuje, bo dla Kremla wszystko, co w Kijowie nastąpiło po Wiktorze Janukowyczu, jest nielegalne, jest efektem rzekomego zamachu stanu, dokonanego w lutym 2014 r. Zełenski miał zginąć, o kolejnych próbach zamachów na jego życie informował amerykański wywiad. Trwało polowanie Rosjan.
Przerażenie. Takie były nastroje w lutym 2022.
W Kijowie ludzie Kremla rezerwowali stoliki w restauracjach, w lodówkach chłodził się szampan. Mieli świętować zwycięstwo, upadek, pełną kapitulację Ukrainy, osadzenie na Bankowej swoich ludzi. Zakładano, że „specjalna operacja” potrwa trzy dni, góra – tydzień.
Ukraińscy żołnierze heroicznie walczyli o swój kraj, miasta, domy, o swoje przekonania. O prawo wyboru drogi politycznej, obecność w NATO, europejskie aspiracje. Oprócz Ukraińców, którzy nie skapitulowali, prawie nikt nie wierzył, że Kijów się obroni.
Ale się obronił.
Posłuchaj odcinka „Podkastu Specjalnego” z udziałem Michała Fiszera, w którym opowiada o trzech latach wojny w Ukrainie, planach Rosji i możliwych scenariuszach dla Polski.
Za mało, za późno
Obrazy wojenne są dramatyczne. Bucza i Mariupol, Charków, Chersoń, Pokrowsk. Można by wymieniać i wymieniać. Zburzone miasta, szpitale, szkoły, osiedla cywilne. Gwałty, porwania, rabunki, morderstwa cywilnej ludności, tortury, rozstrzeliwanie jeńców, mogiły zbiorowe, gdzie wrzucano zamordowanych w egzekucjach, z rękami skrępowanymi na plecach. To właśnie udokumentowane i ujawnione na forum międzynarodowym fakty zdecydowały, że Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze uznał działania Rosjan za zbrodnie wojenne. Odpowiedzialnym jest też Władimir Putin. Tak, rosyjski prezydent jest zbrodniarzem wojennym, objętym nakazem aresztowania. Przez te trzy lata żaden szanujący się europejski polityk nie podawał mu ręki, nie przyjmował, nie wizytował. Zbrodniarzy nie gości się na salonach.
Bruksela nałożyła na Moskwę 15 pakietów sankcji. W trzecią rocznicę napaści będzie głosowany kolejny. 300 mld euro rosyjskich rezerw finansowych zamrożono w zachodnich bankach.
Zniszczenia kraju są dramatyczne. Przed rokiem Bank Światowy ocenił, że odbudowa Ukrainy będzie kosztować 500 mld dol. Dziś może to być tylko więcej. Wiele miast – większych i mniejszych, dziesiątki, setki tysięcy ludzkich siedzib – zniknęło z powierzchni ziemi. Ucierpiały wszystkie chyba gałęzie przemysłu. 20 proc. terytorium, jedna piąta Ukrainy, jest pod okupacją rosyjską. Ale kraj działa, jeździ kolej, pracują służby publiczne, funkcjonuje administracja. Dzięki zachodniej pomocy wypłacane są pensje.
Amerykański Kongres zatwierdził przyznanie Ukrainie 183 mld dol. Do Kijowa trafiło blisko 130 mld. Wielkim beneficjentem pomocy są amerykańskie koncerty zbrojeniowe.
Przez trzy lata wojny Rosja, chwaląca się jedną z najsilniejszych armii świata, z zapleczem i pełnymi magazynami, ta Rosja nie pokonała 30-milionowej Ukrainy. Ale też licząca 450 mln obywateli Unia Europejska wraz z Ameryką nie zmusiły Moskwy do kapitulacji i wycofania się z zajętych terytoriów.
Owszem, amerykańska i europejska pomoc militarna płynęła do Kijowa, ale można powiedzieć, że na pół gwizdka. Prawie w nieskończoność dyskutowano, czy wysłać czołgi, czy może nie wysyłać. Amunicję, samoloty, rakiety? Jakie, ile, kto? Niektórzy wysyłali hełmy. A co z bronią dalekiego zasięgu? Zresztą był zakaz jej użycia poza granicami Ukrainy. Żołnierze mówili, że walczą z jedną ręką związaną na plecach. Ameryka bała się rozszerzenia konfliktu i rozlania się wojny w Europie. Te dyskusje trwały za długo. Obiecaną amerykańską pomoc przez wiele miesięcy blokowali Republikanie.
Tymczasem Putin straszył świat użyciem broni jądrowej. Niedawno znów rosyjski dron uderzył w sarkofag nad nieczynnym reaktorem w Czarnobylu, pożar do dziś nie został ugaszony.
Dopiero jesienią, na koniec swej kadencji, prezydent Joe Biden zgodził się na użycie amerykańskiej broni poza granicami Ukrainy. Byle nie za daleko.
Rosjanie bombardują infrastrukturę krytyczną, niszczą elektrownie, ciepłownie, sieci przesyłowe. Od początku wojny pociski i rakiety spadają na szpitale, osiedla, bloki mieszkalne, na obiekty cywilne. Tak było również w dniu, gdy wysłannik Donalda Trumpa gen. Kellogg odwiedził Kijów. W przededniu trzeciej rocznicy wybuchu wojny rozmawiał o warunkach zakończenia walk. Czy wyjechał z Ukrainy przekonany, że to Rosja napadła na Ukrainę? Oświadczenia po spotkaniu z Zełenskim nie było. Jednak Kellogg nazwał w mediach społecznościowym gospodarza „walecznym i dzielnym wojownikiem, walczącym o swój kraj”.
Czytaj też: Trump zaskakuje codziennie, Europa się budzi. Jakie są trzy główne cele Putina?
Ukraińcy płacą wysoką cenę
Z Ukrainy wyemigrowało 6,5 mln obywateli. 3,5 mln zostało przesiedlonych z terenów, gdzie trwa wojna. Tysiące cywilów poniosły śmierć. Dziesiątki tysięcy żołnierzy zginęły na froncie. Tysiące kalek i młodych, niezdolnych do pracy inwalidów wojennych to też jest cena tej wojny.
Kolejnym wyzwaniem jest kondycja psychiczna potencjalnych poborowych, pisze Portal Defence 24:
• Według fundacji Słowo i Czyn 15 mln Ukraińców będzie potrzebować pomocy psychologicznej po zakończeniu wojny;
• Według danych Światowej Organizacji Zdrowia 10 mln potrzebuje obecnie pomocy psychologicznej;
• Według badania portalu medycznego Anima 29 proc. cierpi na depresję, a 39 proc. odczuwa stałe zmęczenie;
• Według badania przeprowadzonego przez firmę Gradus Research, 77 proc. odczuwa stres i ciężką nerwowość, a 52 proc. lęki i napięcie.
Ukrainę czekają pogłębiające się problemy z uzupełnianiem braków kadrowych w wojsku. Według danych resortu zdrowia z lipca tego roku 29 proc. żołnierzy ukraińskich cierpi na PTSD, zespół stresu pourazowego – cytuje Portal Defence 24.
Bez względu na to, ile potrwa wojna – dni, miesięcy, tygodni – ktoś będzie musiał odbudować kraj. Na razie wizji odbudowy nie ma, jedynie 30 proc. Ukraińców przyznaje, że po wojnie zamierza wrócić z emigracji. Pozostali już sobie ułożyli życie za granicą, znaleźli pracę, nowe miejsce na ziemi. Spokój. Demografowie obawiają się, że ludność Ukrainy po wojnie może liczyć zaledwie 20 mln. Albo mniej, bo każdego dnia i każdej nocy na Ukrainę spadają kolejne rakiety i drony bojowe. Przed wojną kraj miał blisko 37 mln mieszkańców. Każdej nocy giną ludzie, ci na froncie i ci w głębi kraju.
Czytaj także: Świat będzie wrzał. Druga kadencja Trumpa może być bardziej destrukcyjna niż pierwsza
Europa nie zdążyła przed Trumpem
Ale wojna nie będzie trwała w nieskończoność. Demografia pokazywała, że jest nie do wygrania. Zwłaszcza od załamania się kontrofensywy w 2023 r. widać było, że rozstrzygnięcie militarne jest wątpliwe. Trzeba usiąść do rozmów, uzgodnić warunki zawieszenia broni, pokoju i gwarancje trwałego bezpieczeństwa dla Ukrainy. Ale również dla Polski, wreszcie – dla Europy. Obawa, że Putin się nie zatrzyma, jest w głowach Litwinów, Łotyszy, Estończyków równie mocna, jak w naszych.
Były prezydent Joe Biden podczas swojej kadencji w Białym Domu powtarzał: „Nic o Ukrainie bez Ukrainy”. Że Ameryka będzie pomagać Ukrainie tak długo, jak będzie to konieczne. Powtarzała to też Bruksela, Berlin. I Warszawa. Czyli jak długo? W Brukseli, Paryżu, Berlinie nikt nie próbował dawać odpowiedzi. Czy politycy trwali w przekonaniu, że problem sam się rozwiąże? Nikt w Europie nie położył na stole własnych propozycji pokojowych. Żeby zdążyć przed Trumpem. Żadnego scenariusza nie było w szufladzie. Nie ma go zresztą i dziś.
Wybory prezydenckie w USA wygrał Donald Trump. To on w kampanii obiecywał, że zakończy wojnę w ciągu doby. Nie mówił jak. Ale też nie pytano o szczegóły. Dziś widać, że Trump również nie miał planu, skoro naciska na Ukrainę zamiast na Rosję, o rosyjskich ustępstwach nawet nie wspomina. Scenariusza, jaki przedstawili Amerykanie, nikt się jednak nie spodziewał, ani Ukraińcy, ani prezydent Zełenski. Ten powtarza, że liczy na sprawiedliwy pokój. Ustanowiony z amerykańską pomocą. Oczekuje zwrotu bezprawnie zagrabionych przez Rosję terytoriów. Dziś to 20 proc. ukraińskich ziem. I gwarancji bezpieczeństwa, że nie dojdzie wkrótce do kolejnej wojny. Żąda też natychmiastowego zwolnienia i powrotu do kraju wszystkich jeńców i więzionych osób.
Tymczasem Donald Trump zadzwonił do Putina. Do Zełenskiego w drugiej kolejności. Z Putinem rozmawiał o braterstwie broni podczas II wojny światowej, przyszłych spotkaniach, może na Placu Czerwonym w rocznicę Dnia Zwycięstwa. Jak przyznał później Trump – dobrze zna i ma zaufanie do Putina, żywi też przekonanie, że Putin chce pokoju, zakończenia wojny. Powstrzymania barbarzyństwa. „Ja mu wierzę. Gdyby nie chciał, to by mi powiedział” – przekonywał Trump. Mówił o Putinie jak o bliskim przyjacielu.
Europa z wrażenia wstrzymała oddech, bo Putin jednym rozkazem może wstrzymać wojnę. A sprawcami barbarzyństwa są przecież sami Rosjanie. Na szczycie w Rijadzie w zeszłym tygodniu nie było Ukrainy, nie było też Europy. Był natomiast rosyjski minister spraw zagranicznych Sergiej Ławrow. Po latach wykluczenia wrócił na salony, tę drogę otwarli przed nim Amerykanie. Ukraina poczuła się zlekceważona. Zełenski zapowiedział, że nie podpisze porozumienia, jeśli zostanie uzgodnione bez udziału Ukrainy. Na linii Waszyngton–Kijów zaczęło narastać napięcie.
Niespodziewane odwrócenie sojuszy?
Trump oskarżył Zełenskiego o wywołanie wojny, wciągnięcie w nią Ameryki i narażenie na miliardowe koszty. „Nie powinien był w ogóle jej rozpoczynać” – mówił o prezydencie Ukrainy. Przedstawił warunki dla Kijowa: zapomnieć o przystąpieniu do NATO (na członkostwo Ukrainy w NATO nie było nigdy zgody Ameryki!), zrzec się zajętych przez Rosję terytoriów. Jak mówi Trump – rosyjscy żołnierze o te ziemie walczyli i wielu poniosło śmierć. Wreszcie – Kijów ma przeprowadzić wybory prezydenckie, protokół pokojowy podpisze już nowo wybrany prezydent. Łajał Zełenskiego. Na koniec nazwał go dyktatorem, „marnym komikiem”, który ma ledwie 4 proc. poparcia w swoim kraju.
Odwrócenie sojuszy zaskoczyło Kijów. Zełenski odpowiedział, że Trump mówi językiem Putina. Pełne ustępstwa na rzecz Moskwy znaczyłyby kapitulację Ukrainy. Czy ofiara wojny ma ponosić największe jej koszty, podczas gdy Rosja nie jest zobligowana do żadnych ustępstw?
Trump wystawił fakturę, wycenił koszty pomocy Ukrainie na 500 mld dol. i domaga się zwrotu, czyli 50 proc. udziałów w zyskach z surowcowego bogactwa Ukrainy, złóż metali ziem rzadkich. Jak podał Reuters, przysłani do Kijowa ludzie Trumpa grozili odcięciem Ukrainy od sieci łączności satelitarnej Starlink, należącej do Elona Muska i wykorzystywanej przez ukraińskie wojsko.
Umowa, jaką przedstawiono w Kijowie, nie przewidywała oczekiwanych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy ani powrotu jeńców z rosyjskiej niewoli. Zełenski odmówił podpisania dokumentu, dwukrotnie. Nie na takich warunkach. „Nie sprzedaje się własnego kraju” – wyjaśnił decyzję.
Zełenski wciąż ma poparcie
Według ostatnich sondaży poparcie dla Zełenskiego wynosi 57 proc. Oczywiście to mniej niż w dniu wybuchu wojny, niż wtedy, gdy obroniony został Kijów. Mniej niż wówczas, gdy przemawiał w Parlamencie Europejskiej, kiedy oklaskiwał go amerykański Kongres. Ale trwa wojna, a wojna zużywa wszystkie autorytety.
To prawda, że Ukraińcy krytykują prezydenta za politykę wewnętrzną, nieliczenie się z Radą Najwyższą, za decyzje podejmowane jednoosobowo. Widzą korupcję w armii, nietrafione nominacje personalne, podporządkowanie postanowienia o poborze celom politycznym. Przede wszystkim jednak są ciężko zmęczeni trwającą od trzech lat wojną, która zniweczyła ich plany życiowe, oczekiwania. I niszczy ich ojczyznę.
Nie zapomnieli jednak, że Zełenski nie wyjechał z Kijowa, mimo propozycji „podwózki” złożonej przez Joego Bidena. Wtedy miał poparcie wszystkich. Postawę amerykańskich elit politycznych czytają jak próbę handlowania niepodległością Ukrainy.
Notowania Zełenskiego natychmiast wzrosły i dziś zapewne Ukraińcy powierzyliby mu władzę na kolejną kadencję. Po stronie Zełenskiego stoją żołnierze na froncie: nie po to od trzech lat przelewają krew, żeby dziś ukraińskie ziemie oddać Putinowi. Uznać Charków czy Chersoń za rosyjskie miasta? Niemożliwe.
Tusk zarządził pobudkę
Ale Ukraina nie może walczyć bez amerykańskiego wsparcia, przede wszystkim militarnego. Takiej pomocy nie jest w stanie zapewnić Unia Europejska. Europa jest w szoku, jak przed trzema laty, gdy rosyjskie rakiety atakowały Kijów...
Donald Tusk zarządził pilną pobudkę. Europa musi sama myśleć o własnym bezpieczeństwie. „Dość gadania, czas działać. Sfinansujmy naszą pomoc dla Ukrainy z zamrożonych rosyjskich aktywów. Wzmocnijmy ochronę nieba, Baltic Sentry [Straży Bałtyckiej na wodach Bałtyku i Zatoki Fińskiej – J.W.] i europejskie granice z Rosją. Szybko przyjmijmy nowe zasady fiskalne, aby sfinansować bezpieczeństwo i obronę Unii Europejskiej” – napisał w serwisie X.
Teraz. Musimy zdążyć.