W odruchu odpowiedzialności lub paniki półtorej doby po katastrofie w Białym Domu inny znany z dyplomacji pałac stał się zastępczą kwaterą główną ruchu na rzecz wsparcia Ukrainy, wzmocnienia Europy i podtrzymania transatlantyckiej współpracy.
Londyński Lancaster House, sąsiadujący niemal z królewskim Pałacem Buckingham, widział już niejedno zgromadzenie możnych i wielkich. Odegrał szczególną rolę w czasie burzenia kolonialnej spuścizny Imperium Brytyjskiego w Afryce. Tu podpisywano niepodległość Nigerii, Kenii, Ugandy czy Rodezji, która powróciła do rdzennej nazwy Zimbabwe. Kilka lat później brytyjska korona uznała tam niepodległość Mauritiusu, wyspy na Oceanie Indyjskim.
W najnowszej historii Lancaster House znany jest głównie z traktatów o strategicznej współpracy brytyjsko-francuskiej podpisanych w 2010 r. przez prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego i premiera Davida Camerona. Późniejszy los obu polityków nie jest historią sukcesu. Ale traktaty lancasterskie nie były tylko ich dziełem, a efektem brytyjsko-francuskiego pojednania, współpracy i integracji w sprawach bezpieczeństwa sięgających – tak naprawdę – 200 lat wstecz.
Czytaj też: Zamęczyć, żeby przyłączyć. Terytorium to nie jest najważniejszy cel Putina. Michał Fiszer dla „Polityki”
Wielka Brytania na czele
To nie był więc przypadek, że obecny premier Zjednoczonego Królestwa Sir Keir Starmer wybrał Pałac Lancaster na miejsce nadzwyczajnego szczytu, w którego zorganizowaniu on oraz francuski prezydent Emmanuel Macron odegrali wiodącą rolę. Niecały tydzień temu obaj byli w Waszyngtonie i wyjeżdżali z Białego Domu w świetnych nastrojach.