O co tyle Zachodu
Nie ma już jednego Zachodu, są jedne Chiny. Znajdujemy się w geopolitycznym przeciągu
JAKUB MAJMUREK: Chiny stają się dziś drugim, konkurencyjnym wobec Stanów Zjednoczonych biegunem światowego porządku?
BOGDAN GÓRALCZYK: Zajmuję się Chinami od pół wieku i od dawna ostrzegałem, że jest to potęga, z jaką Stany Zjednoczone nigdy nie zmierzyły się w całej swojej historii. Stary porządek międzynarodowy, jaki wyłonił się po upadku ZSRR, oparty na hegemonii USA, już faktycznie nie funkcjonuje. Dawno minęły czasy, gdy prawie wszyscy, w tym Federacja Rosyjska rządzona przez Jelcyna, podporządkowywali się amerykańskiej dominacji. Na razie nie mamy jeszcze żadnego nowego dwubiegunowego podziału, stary ład nie działa, nowy się nie wyłonił, znajdujemy się w geopolitycznym przeciągu. To, co się z niego wyłoni, zależeć będzie w dużej mierze od Chin, Indii i Rosji – bo niezależnie od tego, jak zakończy się wojna w Ukrainie, Rosja pozostanie ważnym ośrodkiem siły, głównie militarnej i nuklearnej.
W kwietniu w „Foreign Affairs” ukazał się artykuł o wymierzonej w Zachód „wywrotowej osi” (axis of upheaval), do której autorzy zaliczyli Chiny, Rosję i Iran. Faktycznie ukształtowała się taka oś?
Po pierwsze, nie ma dziś jednego Zachodu, tak jak nie ma jednej Polski. Nawet więzi transatlantyckie – to fenomen Trumpa – trzeszczą w szwach. Chińczycy powiadają, że czas chaosu to czas dobrych okazji. W domyśle – dla nich. Bo w swojej propagandzie prezentują się jako oaza spokoju i stabilności, gdzie w przeciwieństwie do Stanów i Europy Zachodniej nikt nie zabija znanego działacza politycznego – by nawiązać do ostatnich wydarzeń – i nie ma rozruchów na ulicach. Oczywiście my widzimy to inaczej.
Wracając do „wywrotowej osi” – Zbigniew Brzeziński w „Wielkiej szachownicy” już w 1997 r.