1407. dzień wojny. To był rok przetrwania. Dziwna sprawa: czas działa na niekorzyść i Rosji, i Ukrainy
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Czasem zachodni dziennikarze (bo rosyjscy nie śmią) zadają mu naprawdę trudne pytania – a on nigdy się nie denerwuje, nie przerywa, odpowiada spokojnie i cicho, bez mrugnięcia okiem mówi śmieszne rzeczy. Tak było wiosną 2023 r., gdy zapytano go o dostawę czołgów Leopard do Ukrainy. Wszyscy na Kremlu mocno się wtedy oburzali, poirytowany Miedwiediew ostro pomstował na NATO, Ławrow zapowiedział konsekwencje („poważne”). A Pieskow ze znudzoną miną wzruszył ramionami i odparł: „Tak samo się palą jak każde inne”.
Nie inaczej było teraz. Kiedy zapytano go o dowody ataku na posiadłość Putina, odpowiedział, że „nie są przecież potrzebne”. Co za szczerość! Moskwie nie zależy na tym, co powie Europa. Wiadomo, połowa w atak nie uwierzy, połowa się ucieszy. Cała ta maskarada została zorganizowana pod jednego człowieka: Donalda Trumpa. A on stwierdził, że wierzy Putinowi, popełnił atak i nie wyraził przy tym żadnych wątpliwości.
Dziennikarz drążył: „czy zdjęcia odłamków byłyby dowodem?”. Pieskow odparł: „nie wiem, chyba trzeba spytać wojskowych”. Już widzimy, jak dziennikarz pędzi do białego budynku na rogu Znamienki i Arbatu, w dzielnicy o adekwatnej nazwie Chamowniki, z mikrofonem do gen. armii Gierasimowa. Tymczasem dzięki temu, że taki atak się wydarzył, Rosja może śmiało wycofać się z rozmów pokojowych. Co za przypadek!
Zaliczane do klasy taktycznych rosyjskie i ukraińskie drony typu amunicja krążąca, czyli z możliwością poszukiwania celów i atakowania obiektów odkrytych w locie przy sterowaniu przez operatora widzącego obraz z kamery, zwykle osiągały 50 km zasięgu – dziś zapuszczają się nawet na 150 km i dalej.