Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

1407. dzień wojny. To był rok przetrwania. Dziwna sprawa: czas działa na niekorzyść i Rosji, i Ukrainy

Kijów, grudzień 2025 r. Kijów, grudzień 2025 r. Gleb Garanich / Reuters / Forum
To, że Ukraina nie upadła, jest sukcesem głównie Ukraińców, ale nas wszystkich też. Dla Rosji nie był to dobry rok głównie dlatego, że chcąc doprowadzić do rozstrzygnięcia, coraz bardziej degradują własną gospodarkę.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Czasem zachodni dziennikarze (bo rosyjscy nie śmią) zadają mu naprawdę trudne pytania – a on nigdy się nie denerwuje, nie przerywa, odpowiada spokojnie i cicho, bez mrugnięcia okiem mówi śmieszne rzeczy. Tak było wiosną 2023 r., gdy zapytano go o dostawę czołgów Leopard do Ukrainy. Wszyscy na Kremlu mocno się wtedy oburzali, poirytowany Miedwiediew ostro pomstował na NATO, Ławrow zapowiedział konsekwencje („poważne”). A Pieskow ze znudzoną miną wzruszył ramionami i odparł: „Tak samo się palą jak każde inne”.

Nie inaczej było teraz. Kiedy zapytano go o dowody ataku na posiadłość Putina, odpowiedział, że „nie są przecież potrzebne”. Co za szczerość! Moskwie nie zależy na tym, co powie Europa. Wiadomo, połowa w atak nie uwierzy, połowa się ucieszy. Cała ta maskarada została zorganizowana pod jednego człowieka: Donalda Trumpa. A on stwierdził, że wierzy Putinowi, popełnił atak i nie wyraził przy tym żadnych wątpliwości.

Dziennikarz drążył: „czy zdjęcia odłamków byłyby dowodem?”. Pieskow odparł: „nie wiem, chyba trzeba spytać wojskowych”. Już widzimy, jak dziennikarz pędzi do białego budynku na rogu Znamienki i Arbatu, w dzielnicy o adekwatnej nazwie Chamowniki, z mikrofonem do gen. armii Gierasimowa. Tymczasem dzięki temu, że taki atak się wydarzył, Rosja może śmiało wycofać się z rozmów pokojowych. Co za przypadek!

Zaliczane do klasy taktycznych rosyjskie i ukraińskie drony typu amunicja krążąca, czyli z możliwością poszukiwania celów i atakowania obiektów odkrytych w locie przy sterowaniu przez operatora widzącego obraz z kamery, zwykle osiągały 50 km zasięgu – dziś zapuszczają się nawet na 150 km i dalej.

Reklama