Kanclerz Austrii rzadko jeździ po prośbie. 28 stycznia Werner Faymann zjawił się w Berlinie, by przekonywać Angelę Merkel do ratowania banków w Europie Środkowej. Austriak położył na stole kompleksowy plan: ponieważ środkowoeuropejskie rządy są zbyt biedne, by wzorem zachodnich dokapitalizować działające u siebie banki, środki miałyby wyłożyć kraje bogate, tworząc na ten cel specjalny unijny fundusz. – Ponosimy wspólną odpowiedzialność za Europę Środkową – powiedziała Merkel, ale pieniędzy odmówiła. Według nieoficjalnych informacji, plan Faymanna opiewał na 150 mld euro.
W jego powstaniu Austria ma żywotny interes: jej banki udzieliły w Europie Środkowej aż 230 mld euro kredytów, równowartość 70 proc. rocznego PKB Austrii (patrz wykres). Rząd w Wiedniu odłożył na czarną godzinę 100 mld euro, ale sama Austria jest zbyt mała, by w razie potrzeby uratować całą Europę Środkową. Dlatego próbuje zrobić z własnego kłopotu problem ogólnoeuropejski i zmobilizować do solidarności inne zachodnie rządy. Jak na razie bez skutku: gdy Austriacy przedłożyli swój plan na lutowym spotkaniu ministrów finansów UE, ci nie chcieli o nim nawet dyskutować.
Austriackie media straszą tymczasem, że 10-proc. wzrost wartości niespłacanych kredytów może rozłożyć na łopatki cały system bankowy Europy Środkowej. Analitycy w Wiedniu uspokajają, że austriackie banki są przygotowane na takie straty, a wedle dzisiejszych prognoz zakończą rok zyskiem. Wszystkie liczące się banki w Europie Środkowej są jeszcze w dobrej kondycji, ale prawdą jest też to, że siedzą na beczce prochu, a kryzys finansowy mają dopiero przed sobą. W ubiegłym tygodniu ostrzegła przed nim agencja ratingowa Moody’s, wywołując spadek cen akcji banków na giełdach w całym regionie.