Samemu mi było trudno uwierzyć, gdy łapałem się podczas lektury tego zapisu rozmowy, że jest ona interesująca, że w przeważającej części jest jakąś ofertą do porozmawiania i podyskutowania. Prezes, bywało to nieraz i w przeszłości, ma przenikliwe spojrzenie na wiele kwestii społecznych i politycznych w Polsce, łatwo przychodzi zgodzić się z rozwijanymi w tekście wieloma opiniami i sądami na temat chociażby korporacjonizmu wymiaru sprawiedliwości czy administracji państwowej.
Nawet te opinie, którym towarzyszy, mam nadzieję, pamięć praktyk Czwartej RP, dzisiaj są powtórzone przez Jarosława Kaczyńskiego w wersji łagodnej i otwartej, jako bez mała propozycje do dyskutowania, a nie jako żelazne dyrektywy. Dotyczy to właśnie wymiaru sprawiedliwości, miejsca Polski w Unii Europejskiej (która absolutnie powinna nadal istnieć), edukacji patriotycznej czy walki z kryzysem.
Oczywiście, pamięć podpowiada wszystkie niepokoje i wątpliwości, pozwala w wielu wypowiedziach prezesa dostrzec za zasłoną stare i groźne sensy, a też dopowiedzieć niedokończone, a tylko naszkicowane myśli. Gdy na przykład wychwala po raz kolejny węgierski Fidesz (niemniej dostrzega zasadnicze różnice między sytuacją na Węgrzech i w Polsce), gdy liberałom z PO zarzuca niejako ontologiczne umiłowanie kłamstwa, a Polskę chce bronić przed zagrożeniem kulturowym.
W wywiadzie jest tylko chyba jeden wyraźny adres taktyczny, gdy Kaczyński, dość może nieoczekiwanie dla postronnych, krytycznie ocenia działalność Jarosława Gowina w Ministerstwie Sprawiedliwości („włos dęba staje”). Widać, że dostrzegł w aktywności byłego ministra jakieś zagrożenie dla PiS, jakąś niewygodę polityczną.
W wywiadzie jest za tym dużo, ale jeszcze więcej nie ma. Nie ma w ogóle Smoleńska (ani słowa!), nie ma ataku na wrogie PiS media, nie padają oskarżenia wedle listy nazwisk i wedle listy najcięższych oskarżeń, nie ma nic strasznego o Niemczech i Rosji, nie ma nadmiernego straszenia i nadmiernego patosu.
I może dlatego jest czego się bać?