Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Komputer ogłupia

Poważne minusy informatyzacji

Gry,a nie nauka dominują czas spędzony przed komputerami przez dzieci. Gry,a nie nauka dominują czas spędzony przed komputerami przez dzieci. July Yu / Flickr CC by SA
Nowe technologie w rękach kulturalnych analfabetów mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Rządowi Donalda Tuska znowu się upiekło. Jeden z punktów programu modernizacyjnego Platformy Obywatelskiej obiecywał, że wszyscy uczniowie gimnazjów dostaną od państwa laptopy. W 2009 r. okazało się, że z powodu kryzysu nic z tego nie wyjdzie.

Rumuni, choć bardziej dotknięci przez globalną recesję, nie poddali się i systematycznie od 2004 r. realizują program włączania społeczeństwa do cyfrowego świata. Ich parlament jednomyślnie przyjął plan ministra edukacji, by najbiedniejszym rodzinom wychowującym dzieci w wieku szkolnym dać na zakup komputera bon wart 200 euro. W Rumunii taka kwota w zasadzie wystarcza na komputer spełniający minimalne wymagania rządowych ekspertów od oświaty. Nic więc dziwnego, że akcja spotkała się z olbrzymim pozytywnym odzewem i każdego roku pod rumuńskie strzechy trafiało kilkadziesiąt tysięcy nowych komputerów.

Autorzy programu wychodzili ze słusznego założenia, że biedniejsi rodzice, nawet gdyby chcieli, nie dadzą rady kupić swoim dzieciom sprzętu, którego brak już na starcie pogarsza szanse na ich efektywny rozwój. Przecież nie trzeba nikogo przekonywać, że w społeczeństwie informacyjnym komputer jest kluczem do sukcesu. Obserwację tę potwierdzają liczne badania naukowe. Choćby polska „Diagnoza społeczna” realizowana pod kierownictwem prof. Janusza Czapińskiego od lat pokazuje, że osoby biegle posługujące się komputerami i korzystające z Internetu lepiej zarabiają, częściej awansują i mają większą szansę znalezienia pracy.

Cyfrowe wykluczenie

Skoro dostęp do komputera jest czymś dobrym, to jego brak musi dyskryminować, a nierówne szanse w korzystaniu z najnowszych technologii dzielą społeczeństwo swoistą cyfrową przepaścią. Po jej gorszej stronie znajdują się cyfrowo wykluczeni. Niestety, ta nowa forma społecznego wykluczenia dotyka zazwyczaj ludzi biedniejszych i mieszkających głównie na wsi.

Cyfrowe wykluczenie martwi polityków krajów tak bogatych i technologicznie zaawansowanych jak Stany Zjednoczone i tak biednych jak Kolumbia. Aktywnie przeciwdziałać temu zjawisku chcą Unia Europejska, Brazylia i Indie, a pomysłów na rozwiązanie problemu nie brakuje. Większość koncentruje się na uczniach i szkołach, bo zakłada się, że rozwojowe szanse należy w pierwszej kolejności wyrównywać na starcie. Amerykański uczony Nicholas Negroponte, założyciel słynnego Media Labu w Massachusetts Institute of Technology, stwierdził, że główną barierą blokującą dostęp do nowych technologii jest cena komputerów. I uznał, że łącząc siły wszystkich, którym bliska jest sprawa walki z cyfrowym wykluczeniem, można stworzyć urządzenia jednocześnie tanie i zaspokajające potrzeby ubogich tego świata. W efekcie w 2005 r. powstało konsorcjum One Laptop Per Child (OLPC) z celem zaprojektowania i masowej produkcji komputerów przenośnych po 100 dol. sztuka (niestety, OLPC tak niskiej ceny nie osiągnęło, laptopy dystrybuowane w Peru kosztują ok. 150 dol.).

Ruszyły także inicjatywy rządowe, a przedstawiony projekt rumuński, ze względu na perfekcyjną realizację, stał się sztandarowym przykładem, że jak się chce, to można.

Komputery opanowały więc Karpaty, a za nimi podążyli uczeni, by badać, jak technologia zmienia życie do niedawna jeszcze cyfrowo wykluczonych dzieciaków. Ofer Malamud z University of Chicago i Cristian Pop-Eleches z Columbia University przeprowadzili w Rumunii ankiety wśród tysięcy rodzin objętych rządowym programem, lecz gdy w marcu opublikowali wyniki, okazało się, że dość mocno różnią się one od społecznych i politycznych oczekiwań.

Owszem, komputer w domu ułatwia dziecku nabycie podstawowych umiejętności informatycznych. Do takiej konkluzji dojść można jednak bez kosztownych badań. Drugi wniosek był już mniej oczywisty – skomputeryzowane dzieci charakteryzowały się średnio nieco wyższym w niektórych aspektach poziomem inteligencji niż wykluczeni cyfrowo rówieśnicy. Trzecie spostrzeżenie powala jednak z nóg: komputer ogłupia, bo dzieci mające do niego stały dostęp uzyskują niższe oceny z kluczowych przedmiotów: matematyki, języka ojczystego i obcego. A miało być odwrotnie.

Gry zamiast edukacji

Badacze zaintrygowani wynikami zaczęli dokładniej przyglądać się sposobom wykorzystania domowych komputerów. Zgodnie z planem miały one służyć głównie celom edukacyjnym, rumuńskie ministerstwo edukacji udostępniło nawet bezpłatnie odpowiednie oprogramowanie. Co z tego, skoro zainstalowane zostało na zaledwie 9 proc. podarowanych komputerów. Z kolei na 87 proc. maszyn badacze znaleźli gry komputerowe. I to właśnie gry, a nie nauka, zdominowały czas spędzany przez dzieci przy komputerach. Czyżby więc zupełne fiasko szlachetnego programu?

Warto poczekać z radykalnymi wnioskami, choć wydaje się, że znajdują one potwierdzenie w innych badaniach opublikowanych w czerwcu tego roku. Tym razem Jacob L. Victor i Helen F. Ladd z Duke University badali efekty programu walki z cyfrowym wykluczeniem w Północnej Karolinie w Stanach Zjednoczonych. Program ten różnił się od rumuńskiego – miał większy rozmach, uczniowie z biednych rodzin dostali nie tylko na komputer, lecz również szybkie łącze internetowe. Mimo tych różnic wnioski wyglądają jak przepisane z publikacji Malamuda i Pop-Elechesa. Uczniowie obdarowani komputerami zaczęli gorzej sobie radzić z podstawowymi przedmiotami: „zapewnienie w domach powszechnego dostępu do komputerów i szybkiego Internetu raczej powiększa, zamiast zmniejszać, różnice w osiągnięciach matematycznych i językowych”.

Może więc najwyższy czas przejrzeć na oczy i zamiast realizować kosztowne programy komputeryzacji, lepiej zabierać dzieciom komputery, by nie zgłupiały do końca? Autorzy obu publikacji dalecy są od podobnych sugestii, bo po dokładniejszej analizie odkrywają istotę problemu. Komputery szkodzą, lecz w pewnych warunkach – gdy trafiają do domów o tzw. niskim kapitale kulturowym, czyli do rodzin, gdzie rodzice są słabo wykształceni i po prostu nie potrafią odpowiednio zadbać o dziecko pozostawione samo sobie z komputerem. A dla niego nowa zabawka staje się po prostu substytutem telewizora.

Badacze amerykańscy odkryli, że sytuacja radykalnie się zmienia, gdy dziecko mające komputer czyta książki. Godzina czy półtorej godziny lektury dla przyjemności dziennie powoduje, że komputer nie tylko nie szkodzi, lecz pomaga w szkole i sprzyja uzyskiwaniu lepszych ocen. Prosty stąd wniosek, by fascynując się zdobyczami techniki, nie iść na skróty. Komputer i Internet tworzą syntezę dwóch nurtów rozwoju cywilizacyjnego. Dla osób wychowanych w kulturze humanistycznej, polegającej na czerpaniu przyjemności z lektury i tekstu, komputer w oczywisty sposób kontynuuje tradycję zapoczątkowaną przez wynalazek pisma i pogłębioną wynalazkiem druku. Dla osób wychowanych w domach bez książek komputer staje się oczywistą kontynuacją tradycji obrazkowej kultury masowej, związanej z wynalezieniem telewizji.

Drogi na skróty nie ma – społeczeństwo informacyjne, jeśli ma się rozwijać, zapewniając równość szans wszystkim obywatelom, musi być społeczeństwem książki i komputera, a nie komputera zamiast książki. Tezę tę znakomicie potwierdzają inne amerykańskie badania, których wyniki zostaną opublikowane jesienią. Richard Allington i Anne McGill-Franzen z University of Tennessee w Knoxville przeprowadzili eksperyment wśród dzieci z biednych rodzin. Zamiast komputerów podarowali im na wakacje zestaw książek. Uczniowie mogli je wybrać z odpowiednio przygotowanej listy i właśnie to zdecydowało o sukcesie projektu. Dzieciaki zaczęły czytać, co przełożyło się w rezultacie na lepsze wyniki w szkole po wakacjach. Allington podsumował swój eksperyment stwierdzeniem, że wydając 40–50 dol. na książki dla ucznia uzyskano znacznie lepsze efekty niż o wiele kosztowniejsze i bardziej skomplikowane reformy systemu edukacyjnego.

Wyniki amerykańskich i rumuńskich badań, choć spektakularne, nie powinny szokować. Potwierdzają wiedzę oczywistą dla każdego badacza procesów cywilizacyjnych – nowe technologie w rękach kulturalnych analfabetów przynieść mogą więcej szkody niż pożytku, a prawda ta dotyczy nie tylko komputerów. Jeśli jednak wnioski z analiz przeprowadzonych w Rumunii i Północnej Karolinie odzwierciedlają prawdę uniwersalną, to w Polsce mamy duży problem.

Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na statystyki czytelnictwa, jedne z najsłabszych w Europie. Niepublikowane jeszcze badania World Internet Project pokazują, że przeciętny Polak w wieku 30–39 lat czyta 5 książek rocznie. Co jednak ciekawe, internauci czytają więcej od osób z Internetu niekorzystających (choć i tak różnice są na tyle niewielkie, by stwierdzić, że dla znacznej części Polaków książka to dzieło szatana). Komputeryzacja społeczeństwa o tak marnym poziomie kompetencji kulturowych stwarza zagrożenie pogłębienia analfabetyzmu, a nie jego wyrugowania.

Zaczyna sie iod książki

Czy to znaczy, że powinniśmy dobrowolnie zrezygnować z komputerowej modernizacji w obawie, że może bardziej nam zaszkodzić niż pomóc? Sugestia niebezpodstawna, choć jednak zbyt daleko idąca. Informatyzujmy, pamiętając jednak o priorytetach. Jeśli więc ktokolwiek myśli poważnie o powszechnej informatyzacji i walce z cyfrowym wykluczeniem, powinien ją rozpocząć od promocji czytelnictwa. Społeczeństwo informacyjne zaczyna się od książki, a na komputerze kończy – nie na odwrót. Dobrze więc, że rządowy plan wyposażenia w laptopy gimnazjalistów się nie powiódł. Szkoda, że w jego miejsce nie powstał równie ambitny i sensowny program zachęty do czytania.

Polityka 34.2010 (2770) z dnia 21.08.2010; Nauka; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Komputer ogłupia"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną