Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Klatki z łabędziami

Przemoc w psychiatryku

W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest bezbronny, a lekarze są jak bogowie. W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest bezbronny, a lekarze są jak bogowie. STONEIMAGES / BEW
Izolacja, poniżanie, kopanie, zastrzyki za karę. Za murami szpitali psychiatrycznych panują porządki więzienne.
Szpital psychiatryczny w Kocborowie.Maciej Kosycarz/KFP Szpital psychiatryczny w Kocborowie.

Marek Michalik, rzecznik praw dziecka, z niedowierzaniem czytał dwa anonimy z opisem sytuacji w szpitalu psychiatrycznym w Kocborowie, dzielnicy Starogardu Gdańskiego, jakie w krótkim odstępie trafiły na jego biurko. Na kontrolę, w listopadzie 2010 r., razem z pracownikami biura RPD pojechała dr Izabela Łucka, konsultant wojewódzki w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.

Ustalono: poszturchiwanie, kopanie, zastraszanie, zmniejszanie racji żywnościowych, ograniczanie prawa do korzystania z własnego jedzenia, podkradanie przez personel żywności należącej do pacjentów, także racji szpitalnych. Usypywanie uzależnionemu od narkotyków tzw. ścieżek z cukru pudru i detergentów: „wciągnij sobie”. Poniżanie na zebraniach społeczności i lekcjach – ktoś przez tydzień chodził na zajęcia w slipkach na głowie, niektórzy musieli nosić na plecach kartki z napisami „ukradłem”, „brudas”. Zakaz kontaktów telefonicznych z rodziną. Zmuszanie do wielogodzinnego stania na korytarzu w pozycji na baczność. Aplikowanie bolesnych zastrzyków z obojętnej terapeutycznie soli fizjologicznej. Ograniczanie czasu odwiedzin. Zakaz wychodzenia na spacerniak. Temu arsenałowi „środków pedagogiczno-terapeutycznych” towarzyszyło tradycyjne unieruchamianie w pasach oraz zamykanie w izolatce. Zdarzało się, że pacjentom w izolatce odbierano materace.

Na Pomorzu słyszysz Kocborowo rozumiesz, że chodzi o chorych psychicznie. Na stronie internetowej kocborowskiego szpitala czytamy o sięgającej 1895 r. tradycji: „Atutami są pięknie utrzymane tereny zielone, park, zadbane alejki spacerowe, boiska do gry w piłkę siatkową, nożną i koszykową, co zapewnia pacjentom wspaniałe możliwości rekreacji i rehabilitacji na wolnym powietrzu. Świadczeń zdrowotnych udziela wykwalifikowana kadra medyczna”.

Niegrzeczni

Oddział XXIII funkcjonuje w Kocborowie od stycznia 2009 r. Sądy z całej Polski kierują tu dziewczyny i chłopców w wieku 1318 lat z zaburzeniami, często takich, którzy mają na koncie czyny niebezpieczne. Dr Łucka przywołuje „Czarnego łabędzia” film z nagrodzoną właśnie Oscarem Natalie Portman w roli młodej baletnicy, psychicznie niewytrzymującej ciśnienia otaczającego świata. – To są właśnie takie dzieci, pokaleczone przez dorosłych – podkreśla.

19 listopada 2010 r. kontrolerzy zastali w izolatce Cezarego P., który „był niegrzeczny”. Chłopak od czerwca 2010 r. w pasach lub izolatce spędził łącznie 1871 godzin – 80 dni (blisko połowa pobytu). Podczas kontroli personel, owszem, przyznawał, że naruszał przepisy, ale bagatelizował te przypadki. Pacjent nosił majtki na głowie? Bo tak chciał, miało to miejsce jeden raz. Wypchnięto dwóch chłopców na śnieg w kapciach? Chłopcy chcieli uciec; miała to być próba uzmysłowienia im skutków tego, co planowali.

Ordynator winiła oddziałowego. On odbijał piłeczkę personel wykonywał ściśle polecenia ordynatora. Okazało się, że oboje zostali zatrudnieni bez wymaganego konkursu. Dokumentacja stosowanych kar była niepełna, często brakowało wpisów, za co karano. Raporty zawierały podpis zarówno oddziałowego, jak i ordynatora. Dyrekcja szpitala znała sytuację, lecz nie reagowała. Rzecznik praw dziecka odniósł wrażenie, że w Kocborowie nie tylko dzieci, ale i zajmujący się nimi dorośli potrzebowali pomocy specjalistów.

W sprawę włączyła się Krystyna Barbara Kozłowska, ogólnopolski rzecznik praw pacjenta. Poprosiła szpital o dokumentację oraz o nagrania z monitoringu. Przez trzy tygodnie cztery razy prosiła. Dyrektor szpitala Michał Rudnik wymigiwał się. Organ założycielski szpitala (marszałek województwa) nie reagował. Zatem i ona, w grudniu 2010 r., z dnia na dzień zarządziła kontrolę. Ostatecznie nagrań z monitoringu nie udało się odtworzyć – działał wadliwie, a okres przechowywania zapisów był dość krótki. Pani rzecznik zapytała też prokuraturę, czy wcześniej nie było jakichś zgłoszeń. Owszem, były. Niejedno.

Nietykalni

W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest bezbronny, a lekarze są jak bogowie – powiada Tadeusz Pepliński, radny powiatowy ze Starogardu, założyciel Stowarzyszenia Bezprawiu i Korupcji Stop. Kilka lat temu wyciągał z Kocborowa Mariana H. Ten rolnik z Kaszub naprzykrzał się sądowi w Kartuzach. Aż sąd uznał, że H. musi się poddać obserwacji psychiatrycznej. Wydał postanowienie, ale nie wystawił wezwania. Rolnik, chcąc czym prędzej dowieść swego zdrowia psychicznego, sam zgłosił się do Kocborowa. Po dwóch dniach przeniesiono go na oddział XIX, do schizofrenii i psychoz. Tam dowiedział się, że może posiedzieć dwa lata, 20 albo do końca życia. Przeląkł się, jego rodzina szukała pomocy u Peplińskiego. Ten uzyskał z sądu w Kartuzach pismo, że sąd nie wzywał rolnika do stawienia się w szpitalu, bo są żniwa. Z tym pismem radny poszedł do dyrektora Rudnika. – Długo musiałem tłumaczyć, że szpital nie ma tytułu prawnego, by H. dalej trzymać – relacjonuje Pepliński. Rolnik poddał się obserwacji w innym szpitalu, gdzie nie stwierdzono choroby. Swoimi obserwacjami z Kocborowa podzielił się z tygodnikiem „Nie”. Opowiadał o biciu, rekwirowaniu pieniędzy, podawaniu za karę leków przeczyszczających i innych upokorzeniach. Może instytucje sprawujące nadzór powinny zareagować już wtedy? Rodzice nastolatków z XXIII oddziału też dotarli do Peplińskiego, bo nie ufają prokuraturze.

Kocborowo jest lokalną kopalnią biegłych sądowych w dziedzinie psychiatrii. Doświadczeni prokuratorzy z Gdańska w poufnych rozmowach nie ukrywają, że zależy im na dobrej i sprawnej współpracy z biegłymi. Że „nie ma interesu, by pogarszać wzajemne stosunki”. Czy może się to przekładać na bieg śledztw dotyczących szpitala?

Swego czasu na Pomorzu szerokim echem odbiła się sprawa 25-letniego Grzegorza W. W 2008 r. sąd skierował go do Kocborowa na przymusowy odwyk. W karcie pacjenta jego stan ogólny określono jako dobry. Po trzech dniach pobytu na oddziale V mężczyznę w stanie krytycznym przewieziono do Specjalistycznego Szpitala św. Jana z podejrzeniem padaczki alkoholowej. Miał ślady pobicia na głowie, udach, pośladkach i klatce piersiowej. Jego ojciec zawiadomił prokuraturę. Dokładnie też obfotografował syna. Szpital psychiatryczny tłumaczył obrażenia unieruchomieniem w pasach. Słowem, pacjent uszkodził się sam. Wcześniej grał wyczynowo w kosza, dziś trwale niezdolny do pracy (niedowład kończyn, zaburzenia mowy i pamięci) porusza się na wózku inwalidzkim. Gdy rodzina skarżyła się mediom, dyrektor Rudnik apelował, by nie wydawać przedwcześnie wyroków, bo „to bardzo źle wpływa na personel oddziału, który z takim oddaniem zajmuje się pacjentami z problemami alkoholowymi”.

 

Ta sprawa jest w toku, czekamy na opinię biegłych z Instytutu Sehna w Krakowie – zapewnia Zbigniew Sulewski, zastępca prokuratora rejonowego w Starogardzie Gdańskim. O opinię prokuratura wystąpiła dopiero w grudniu 2010 r., kiedy wokół szpitala po raz kolejny zawrzało. Wcześniej sprawę dwukrotnie umarzała. Biegli nie dopatrzyli się pobicia. Na pierwsze umorzenie pełnomocniczka rodziny zażaliła się do sądu. – Sąd z hukiem to umorzenie uchylił – relacjonuje pani mecenas. – W postanowieniu stwierdził, że biegły prawdopodobnie nie znał pełnej dokumentacji. Nakazał prokuraturze zasięgnąć opinii lekarzy różnych specjalności, zwłaszcza neurologa. Prokurator nie wykonał tej wytycznej. Sprawę ponownie umorzył. A na to już nie przysługuje zażalenie do sądu. Zwracałam się ze sprawą kilkakrotnie do prokuratury okręgowej, bez rezultatu.

Po ostatnim skandalu z oddziałem XXIII prokuratorzy ze Starogardu sami zdecydowali się wznowić kilka zamkniętych wcześniej postępowań. Prokuratura okręgowa w Gdańsku przejęła od nich śledztwo w sprawie znęcania się nad młodymi pacjentami. Zbadała też resztę spraw dotyczących Kocborowa z lat 2009–10, zakończonych umorzeniem lub odmową wszczęcia. Na 14 postanowień zakwestionowała sześć, uznając, że zamknięto je przedwcześnie, bez przeprowadzenia niezbędnych czynności. To dużo. Cztery z tych postępowań zostały dołączone do dochodzenia w sprawie zdarzeń na XXIII oddziale, choć tylko jedno z nich dotyczy pacjentki tego oddziału. Wszystkie mają wspólny mianownik – przemoc.

Na pewno na sytuację w kocborowskim szpitalu ktoś powinien był zareagować już w 2006 r. po tym, jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka sporządziła raport „Zapobieganie torturom w instytucjach izolacyjnych Europy Centralnej i Wschodniej”. Jej przedstawiciele odwiedzili wtedy Kocborowo – XXIV oddział psychiatrii sądowej o wzmocnionym zabezpieczeniu, przeznaczony dla dorosłych. Na takich oddziałach, niezależnie od wieku pacjentów, personelu musi być dwa razy więcej niż miejsc, a oddział zatrudniał 44 pracowników na 97 pacjentów (bo tylu tam w rzeczywistości przebywało, choć łóżek było tylko 50). Był wyposażony w monitoring, ale nikt nie śledził na bieżąco zapisów z kamer. Wizytujący wskazywali na dominację farmakoterapii, brak rehabilitacji i resocjalizacji. Pisali o agresji: pomiędzy pacjentami, pacjentami a personelem, a także pomiędzy personelem. „Sytuacja ta ponad miarę wydłuża okres pozbawienia wolności i wobec niektórych pacjentów nosi, naszym zdaniem, cechy nieludzkiego traktowania” – konkludowali autorzy raportu sprzed pięciu lat.

Na podglądzie

Pewną nadzieję stwarza pojawienie się w Kocborowie rzecznika praw pacjenta tego szpitala (na etacie biura ogólnopolskiego rzecznika praw pacjenta). Wcześniej dopominała się o to zarówno HFPC, jak i rzecznik praw dziecka. W całym kraju rzeczników strzegących dobra pacjentów pracuje 26, a szpitali psychiatrycznych jest 50.

Marek Michalik ujawnia, że w wyniku nowych sygnałów (nie tak drastycznych jak w Kocborowie) jego podwładni będą sprawdzać kolejny szpital psychiatryczny, w którym przebywają dzieci. Ze skarg kierowanych do rzecznika praw obywatelskich, a także wizytacji przeprowadzonych przez pracowników biura RPO w ramach Krajowego Mechanizmu Prewencji, wynika, że skontrolować należałoby większość polskich szpitali psychiatrycznych. 22 wizytacje, przeprowadzone od 2008 do 2011 r., wykazały liczne nadużycia, zwłaszcza przy stosowaniu przymusu bezpośredniego (izolacja i unieruchomienie). Środków tych często używano niezgodnie z prawem, z różnych błahych powodów, bez właściwego odnotowania w dokumentacji medycznej. W jednym ze szpitali izolowanych lub unieruchomionych pacjentów umieszczano w klatkach, gdzie inni mogli ich obserwować. Były też przypadki ograniczania chorym dostępu do wody, toalet, pozbawiania intymności przez montowanie kamer w sanitariatach.

Może takie traktowanie – jak sugeruje Magdalena Chmielak, zastępca dyrektora Zespołu Krajowego Mechanizmu Prewencji – ma swe źródło nie tyle w złej woli, ile braku wiedzy. Może jego korzenie tkwią w tym, co psychiatra prof. Jacek Wciórka na łamach „Poradnika Psychologicznego” POLITYKI określił mianem „semantyki pogardy, odtrącenia”: „Właściwie trzy czwarte osób zna wyłącznie pejoratywne określenia związane z osobami chorującymi psychicznie. Nie ma w potocznym języku słów neutralnych (...)”.

W lutym 2011 r. kontrolę 60 placówek – szpitali psychiatrycznych i przychodni specjalistycznych w całym kraju zapowiedziała Najwyższa Izba Kontroli. Na alarm bije też Sekcja Polska IAAPA – Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciwko Przemocy Psychiatrycznej, która wystąpiła z obszernym listem otwartym. Jej stanowisko poparły inne organizacje, zajmujące się prawami człowieka.

Tymczasem w Kocborowie panią ordynator XXIII oddziału, najpierw tylko przesuniętą do innej pracy, w styczniu 2011 r. zwolniono dyscyplinarnie. Odwołano dyrektora, dwóch zastępców dostało nagany. Rozstano się też z kilkoma salowymi z XXIII oddziału. Przetrwał jednak klimat oblężonej twierdzy. Pełniący obowiązki szefa szpitala Jarosław Pleszkun (wcześniej dyrektor finansowy), któremu przypadły działania naprawcze, podkreśla: mamy do czynienia z trudną młodzieżą, z którą nie tylko w rodzinach, ale w żadnych domach wychowawczych nie dawano sobie rady.

Polityka 11.2011 (2798) z dnia 11.03.2011; Kraj; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Klatki z łabędziami"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną