To mniej więcej tyle ile szacował ostatnio minister finansów i grubo, grubo lepiej niż ułożyła się sytuacja we wszystkich (poza Cyprem) krajach Unii Europejskiej. Dlaczego to dzisiaj takie ważne? Po pierwsze dlatego, że gospodarka, jak widać, ostatecznie nie zwiędła. Owszem, bezrobocie wzrosło, inwestycje siadły, produkcja zmalała, ale ciągle możemy przypominać za granicą, politykom, bankierom i inwestorom, że nasz kraj pięknie odróżnia się od tła. Przez najbliższe miesiące to może być ważny element budowania naszego dobrego wizerunku, przypominania, także w Niemczech, że polnische wirtschaft ciągle powinno się kojarzyć wyłącznie z dobrą robotą.
Jeśli dobrze wykorzystamy tę okazję (a w przyszłym kwartale raczej się ona nie powtórzy) to może ostatecznie przekonamy bankowych analityków, że Europa Środkowo-Wschodnia nie jest ani monolitem, ani tak oczywistym jak jeszcze niedawno sądzili obciążeniem dla Unii. Są w niej kraje (np. Polska), które mogą stać się tym elementem systemu, który doda całości napędu. Ten lepszy wizerunek bez wątpienia przełoży się na choć trochę lepsze traktowanie na międzynarodowym rynku finansowym. Nawet jeśli będą to ułamki punktu procentowego to w skali potrzeb pożyczkowych państwa przełoży się na zaoszczędzone dziesiątki a może setki milionów złotych. To ważna finansowa premia za rolę prymusa i dobre, ekonomiczne sprawowanie.
Po drugie nawet tak nikły wzrost PKB można uznać za pośredni dowód sensowności dotychczas prowadzonej polityki rządu. Premier i minister finansów nie spanikowali, nie ulegli sugestiom opozycji, która nawoływała do szybkiej akcji pompowania dodatkowych pieniędzy w gospodarkę. Kryzys w Europie trwa ponad pół roku a my jeszcze trzymamy głowę na powierzchni i to stosunkowo tanim kosztem, bez rozdętego, tak jak np.