Kilka dni temu w Kolinie, niewielkim czeskim mieście, wmurowano kamień węgielny pod budowę wspólnej fabryki samochodów dwóch wielkich koncernów – japońskiej Toyoty i francuskiego PSA Peugeot Citröen. O tę prestiżową inwestycję zabiegały miasta z Polski, Czech i Węgier.
Kiedy niemal cztery lata temu czescy socjaldemokraci po raz pierwszy wprowadzali się do ministerialnych gabinetów, obiecywali rychłe rozwiązanie wlekących się od lat sporów z Kościołami, a zwłaszcza katolickim. Dziś już nie mają złudzeń. Nie mają ich zresztą także wierni.
Wzajemne stosunki współpracujących dotąd Czech, Słowacji oraz Węgier, które wspólnie z Polską starały się o jednoczesne przyjęcie do Unii Europejskiej, raptownie pogorszyły się. Ba, od pół wieku nigdy nie były tak złe jak obecnie. Jak do tego doszło?
Czechy i Węgry, jak Polska, są członkami NATO. Ale Czesi i Węgrzy – inaczej niż Polska – już postanowili, że uzbroją swoje lotnictwo w myśliwce wielozadaniowe produkowane przez Szwecję, nie należącą do NATO. W Pradze uważa się powszechnie, choć bez dowodów, że za decyzją o kupnie Gripenów stoją łapówki.
W Czechach ukazuje się mnóstwo książek o niczym. Hitem ubiegłego roku było dzieło „Z Gottem w pościeli – przewodnik po miłosnym życiu Złotego Słowika”. Wkrótce potem ukazały się kolejne przewodniki po wszystkich kochankach piosenkarza.
Skończył się strajk w czeskiej telewizji, ale problem jej niezależności pozostał.
Nagła wymiana prezesów w czeskiej telewizji w okresie tuż przed świętami Bożego Narodzenia, błyskawiczne mianowanie nowego szefa telewizyjnych wiadomości, okupacja studiów telewizyjnych przez pracowników, którzy widzą w tych zmianach zamach na wolność słowa i polityczną niezależność, masowe demonstracje obywateli popierające protestujących dziennikarzy. Ten przedziwny spektakl rozgrywany na oczach telewidzów obnażył słabości systemu medialnego i skłócił czołowych polityków.