Jak ponownie wzmocnić polsko-niemieckie relacje, zamrożone i pozbawione znaczenia za rządów Zjednoczonej Prawicy? W przeddzień wizyt Donalda Tuska w Berlinie i Paryżu warto sięgnąć po trzy publikacje z ostatnich miesięcy.
Nowy polski rząd musi zamanifestować powrót do Europy, tak lekceważonej i obrażanej przez Kaczyńskiego i Morawieckiego. Stawka jest wysoka, bo coraz więcej liderów europejskich mówi o ryzyku wojny z Rosją.
Koalicja Obywatelska i Lewica pójdą osobno do wyborów samorządowych; śledztwo w sprawie fuzji Orlenu i Lotosu; Radosław Sikorski w Berlinie; propozycja zmiany konstytucji i tragedia na Śnieżce.
Protesty niemieckich rolników to zapowiedź starcia między topniejącą koalicją, której odpowiada status quo, i resztą kraju, który bez nagłych reform znów może się stać „chorym człowiekiem Europy”.
Niemcy rozbroili się w stopniu porażającym, zresztą tak jak kilka innych krajów Europy Zachodniej, w świętym przekonaniu, że to koniec wielkich wojen. Z siłami zbrojnymi zwykle jest tak, że łatwo je zredukować, ale odtworzyć i rozwinąć – to już zupełnie inna para kaloszy.
Koalicja rządowa, złożona z socjaldemokratów kanclerza Olafa Scholza, Zielonych i liberałów, bije historyczne rekordy niepopularności.
Od początku tygodnia trwają w Niemczech masowe demonstracje branży rolniczej. Siedmiodniowy protest wpisuje się w krajobraz toczącego Niemcy niezadowolenia i frustracji.
W coraz bardziej zeświecczonych Niemczech Dom Pastora to wciąż centrum lokalnej cywilizacji, fabryka niemieckich elit. I jednocześnie zjawisko kompletnie obce w katolicyzmie.
PiS zaostrzył konflikt z Niemcami: Berlin został uznany za tak wielkie zagrożenie jak Moskwa i był lżony jako „czwarta Rzesza”. Tutaj Tusk już choćby umiarkowaną retoryką może wiele osiągnąć. Ale odmienne interesy nie znikną.
Kryzysu budżetowego w Niemczech nie omieszkali skomentować Grecy, którzy w latach 2010–15 mieli swój.