Lech Kaczyński powrócił do pierwszego politycznego szeregu. Powrócił w dobrym stylu. Obchody rocznicy Powstania Warszawskiego przyniosły mu zasłużone uznanie. Był bardzo prawdziwy w tym, co robił i mówił, i to się czuło. Pomagał mu warszawski rodowód, rodzinna akowska tradycja. Czy prezydent Warszawy znów zbliżył się do prezydentury kraju?
Czy koalicja PiS z PO rozpadnie się zanim powstanie?
Prawo i Sprawiedliwość ma powody do frustracji. Wydawało się, że to partia braci Kaczyńskich będzie przewodzić polskiej prawicy. Platforma Obywatelska uchodziła za partię bez wyrazu. I nagle Jan Rokita wypchnął Lecha Kaczyńskiego z pozycji pierwszego szeryfa III RP, a PiS – z pozycji lidera. Dziś Rokita bryluje na salonach, a Kaczyński walczy ze śniegiem na ulicach Warszawy.
Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska zawarły porozumienie, w którym ustaliły, że w wyborach samorządowych wystawią wspólne listy do sejmików wojewódzkich. Poprą także wspólnych kandydatów na prezydentów w kilkunastu największych miastach.
Nazwa partii: Prawo i Sprawiedliwość, nazwa komitetu wyborczego: Prawo i Sprawiedliwość, hasło kampanii: prawo i sprawiedliwość, szef partii i komitetu wyborczego Lech Kaczyński, były minister sprawiedliwości. Notowania w sondażach opinii publicznej: trzecia lub czwarta pozycja, po SLD, Platformie Obywatelskiej, a czasem po AWS Prawicy. W każdym razie pozycja znacząca. Wystarczająca, by wziąć udział w wyścigu do parlamentu.
Duże partyjne zjazdy PO i PiS rozpoczęły przedostatnią rundę kampanii wyborczej – potem tylko finisz, i to zapewne już we wrześniu. Główne linie kampanii zostały wyraźniej zarysowane.
Od wielu lat Jarosław Kaczyński zbiera głosy niezadowolonych wyborców. Jednak ta obserwacja stanowi dopiero połowę prawdy. Bo równolegle prowadzi drugą, znacznie ciekawszą grę – on sam tych niezadowolonych tworzy. I jest w tym wirtuozem.
Wyborcy do przedwyborczych obietnic podchodzą z dużym dystansem. Ale politycy ciągle mają nadzieję, że ciemny lud to kupi, więc licytują, kto da więcej. Bez żadnego umiaru.
Gdyby PiS wygrało wybory i mogło rządzić samodzielnie, pewne miejsca w rządzie mieliby: Mariusz Kamiński jako szef CBA, Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości i Antoni Macierewicz - być może jako koordynator służb specjalnych.