Rządzący założyli, że czwarta fala będzie łagodniejsza. Wygląda na to, że się przeliczyli. Jednak twardo nie wprowadzają obostrzeń dla niezaszczepionych i nie uruchamiają oddziałów covidowych. Dyrektorzy szpitali nie mają wątpliwości – chodzi o kasę.
Czy kiedy za miesiąc dobijemy do poziomu 30 tys. zakażeń koronawirusem na dobę, rząd wreszcie wprowadzi regionalne obostrzenia, czy też postanowił kierować się logiką szwedzką?
Mimo gwałtownego wzrostu zakażeń rząd „na razie” nie wprowadza praktycznie żadnych obostrzeń. Rządzący bardziej niż pandemii obawiają się własnych wyborców, wśród których nie brakuje antyszczepionkowców.
„Przedstawiciele resortu zdrowia tylko pozorują negocjacje” – mówiła na konferencji prasowej Anna Bazydło z Porozumienia Rezydentów.
W Poznaniu w weekend z 26 zespołów karetek, które są niezbędne, by zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom, pracowało 10. W Gdańsku nie wyjechała ponad połowa ambulansów, a w Aleksandrowie Kujawskim – ani jeden.
Jesienna fala zakażeń koronawirusem przyspiesza i oficjalnie przebiła granicę tysiąca przypadków w ciągu jednego dnia. Kiedy pojawią się obostrzenia w regionach? Gdzie jest najwięcej niezaszczepionych osób?
Nie będzie chaosu w pogotowiu, strażaków wysyłanych w zastępstwie ratowników medycznych i śmigłowców lądujących w centrum stolicy? Minister ogłasza porozumienie, ratownicy prostują.
Po samobójczej śmierci 94-latka pracownicy ochrony zdrowia zrobili krok wstecz i zasiedli do rozmów z rządem. „Na co dzień pracujemy ze śmiercią, ale sobota wstrząsnęła nami wszystkimi” – opowiadają.
„Rząd obiecuje, że coś zrobi, ale za dwie kadencje. Równie wiarygodna byłaby zapowiedź, że w przyszłym roku poślemy Polaka na Marsa!” – mówi protestujący pod kancelarią premiera chirurg Simon Ziemka.
Premier nie znalazł czasu na spotkanie z medykami, protestującymi w białym miasteczku pod jego kancelarią. Przeciwko nim są także politycy PiS, a Polski Instytut Ekonomiczny sugeruje, że pracownicy ochrony zdrowia buntują się z… pazerności. Świetnie bowiem zarabiają.