Wojny domowe, głód, AIDS – to niemal jedyne obrazy z Afryki, które możemy zobaczyć w telewizji. Dziś Afrykanie są biedniejsi i żyją krócej niż 40 lat temu, u schyłku kolonializmu. Dlaczego świat nie ma pomysłu jak pomóc Afryce?
Co biały człowiek w Afryce podzielił, ekologowie starają się dziś połączyć. Ponad granicami państw powstają wielkie naturalne parki, które dają zwierzętom swobodę, a ludziom zatrudnienie.
Jutro rozpocznie się długa i groźna podróż. Droga Marlboro – jak ją nazywają ze względu na gigantyczny przemyt ludzi i towarów – prowadząca przez pustynię z nigerskiego Agadesu do Dirkou, a potem do granicy z Libią w Tumo i dalej na północ, do Europy, pochłonęła już wiele ofiar. Ale chętnych na podróż nie ubywa. Punkt zborny jest w hotelu Sahara w Agadesie.
Podobno w państwowych magazynach jest za dużo zboża. Coś z nim trzeba zrobić, bo po żniwach ustawi się nowa kolejka rolników sprzedających nowe plony. Skoro nikt ziarna nie chce kupić, można je tylko podarować. Ale komu: mieszkańcom Afryki, dzieciom w Bieszczadach czy bezdomnym w miastach? Nad tym właśnie głowią się posłowie.
Olbrzymi i w znacznej części nadal tajemniczy kontynent – Afryka – zamieszkany jest przez ludzi posługujących się tysiącem narzeczy, wyznających różne religie, reprezentujących różne jakże odmienne obyczaje. Także w dziedzinie kuchni – choć pamiętać należy, że wiele plemion afrykańskich, a nawet całe narody gnębione są klęską głodu – poszczególne kraje różnią się znacznie od siebie.
Niektórzy usiłowali robić z niego komunistę, co było kompletnym nonsensem. Odsunięty od władzy mieszkał w Leopoldville, gdzie ONZ zapewniała mu ochronę i bezpieczeństwo, ale kiedy ma się 35 lat i wiarę w słuszność sprawy, o którą się walczy, nie sposób z dnia na dzień stać się emerytem. Kiedy wyruszył do Stanleyville, będącego w rękach jego zwolenników, była ciemna noc i tropikalna ulewa, patrole wojskowe spały. Prawdopodobnie dojechałby tam szczęśliwie, gdyby nie przemożna potrzeba przemawiania.
Gavin Hood pochodzi z Republiki Południowej Afryki i właśnie kończy film „W pustyni i w puszczy”, chociaż wcale go nie zaczynał.
15 Wysp Zielonego Przylądka o powierzchni równej dwóm Luksemburgom leży poniżej równika w połowie drogi pomiędzy obu Amerykami a Europą, 500 km od brzegów Senegalu. Kto w XIX w. posiadł wyspy, ten miał Atlantyk w zasięgu lufy. Archipelag całe wieki należał do Portugalii, a mieszkańcy Cabo Verde posiadali obywatelstwo tego kraju wraz z prawem do pracy i osiedlania się w Europie, z czego skwapliwie korzystali.
W Monrowii (Liberia) i Freetown (Sierra Leone) urzędnicy portowi biorą wszystko, jak leci, ale już w Konakry (Gwinea) wybrzydzają. Kraj jest mniej zniszczony niż pozostałe, więc urzędnicy się cenią: służby portowe zostawiły karteczkę, że poza 60 litrami oleju cylindrowego, koniecznie w oryginalnych opakowaniach - przecież wiadomo, że biali kantują i dają olej zużyty - należą się jeszcze 2 beczułki z białą farbą po 25 litrów każda, naturalnie w oryginalnych opakowaniach, 2 kartony piwa i 2 kartony soft-drinków. Wszystko z dostawą natychmiast. W afrykańskich portach łapówki trzeba dawać wszystkim i na każdym kroku. A i tak cię na dokładkę okantują.
Nie upłynęło nawet 15 miesięcy od objęcia rządów w Kinszasie przez Laurenta Kabilę, okrzyczanego przez świat i Afrykę niemal zbawcą odrodzonego Konga. Dziś jego władza nie sięga poza Kinszasę i tereny własnego plemienia, a w kraju trwają bitwy toczone przez buntowników wewnętrznych i wojska czterech sąsiadów.