Niemcy walczą z koronawirusem bez przesadnego przymusu, ale też bez entuzjazmu. Największą cenę płacą mieszkańcy Berlina, politycznej i rozrywkowej stolicy kraju.
Richard Grenell już w pierwszym miesiącu urzędowania zdołał tak zrazić do siebie niemieckich polityków i media, że zaapelowano do Waszyngtonu, by go odwołać. I nawet odezwały się głosy, żeby go z Niemiec wydalić.
W metrze, na murach i ławkach coraz więcej naklejek „Dość terroru walizek na kółkach”, „Berlin, we don’t love you anymore”. Czy mit wolnościowej wyspy właśnie się kończy?
Przedświąteczny zamach terrorystyczny nie wyprowadził berlińczyków z równowagi. Zrezygnować z tanga? Nigdy. W mieście singli i imigrantów to sposób na życie. W końcu Berlin to druga po Buenos Aires stolica tanga na świecie!
Anis Amri był już znany niemieckiej policji.
Siła deklaracji politycznych zwykle jest słabsza niż siła emocji wywołanych zamachem terrorystycznym.
Policja mówi o 12 ofiarach śmiertelnych i 48 rannych. W ciężarówce znaleziono ciało Polaka.
Lizbona, Wenecja, Berlin, Barcelona, Amsterdam to mekki dla turystów. Zarabiają na nich, ale również wiele tracą.
Nowy program obrony cywilnej dzieli Niemców. Tym bardziej że termin jego ogłoszenia wybrano nieostrożnie.
Do Niemców nie przemawia metafora o chorym kraju, który poprzez usprawnienie procesu podejmowania decyzji wymaga uzdrawiania. Ze względów historycznych są na tę retorykę wyczuleni.